Forum portalu turystyka-gorska.pl
http://forum.turystyka-gorska.pl/

Weekend kulinarny
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=11875
Strona 1 z 1

Autor:  Łukasz T [ Pt lip 15, 2011 9:03 am ]
Tytuł:  Weekend kulinarny

UWAGA !!! UWAGA !!! PONIŻSZA RELACJA ZAWIERA TREŚCI TYLKO I WYŁĄCZNIE TURYSTYCZNE !!! ŻADNEGO TATERNICTWA I DEPTANIA ROŚLINEK W REZERWATACH !!! OSTRZEGAŁEM !!!

Dzień dobry.

Chodzą plotki, że w Tatrach ( nie mylić z niejakim Zakopanym ) można dobrze zjeść. Skoro tak wieść gminna niesie to trzeba to sprawdzić. Pisząc w skrócie - była i trzoda hodowlana ( Świnica ), bydlaki dzikie i swobodne ( Mały Kozi Wierch, Kozia Przełęcz i Kozia Dolinka ), bydlaki promujące się ( trzy kozice z pogardzą patrzące na ludzi ), jedzenie dosyć ... egzotyczne ( Hala Gąsienicowa ). Miała też być jagnięcina. A na koniec soboty zasiadłem do późnego obiadu w FIS - ie. Stwierdzam, że po rzuceniu sobie sufitu na łeb są jeszcze lepsi kulinarnie.

Dni wyżerki miał miejsce 9 i 10 lipca tegoż roku.

Sobota rano - pobudka wstać. Cieszy mnie to, że wstałem o 4 rano ponieważ nie wiem o której zaległem. I jak. Tuż przed 5 wnikam na dworzec PKS. Dwoje ludzi też czeka na PKS Ciechanów - Zakopane. Jak się okazuje prawie pełny. I radosna nowina. Wódka potaniała !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Piwo podrożało !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Autobus ten znów jeździ codziennie. Brawo. Zakładam słuchawki i przy pieśniach ludowych formacji niderlandzkiej Gorefest ruszam z kopyta. Opóźnienie tylko 12 minutowe. O równej ósmej z rana bus rusza na Kuźnice. Jestem na miejscu o 7.58 i wnikam w kolejkę do kolejki. Odmawiam oszustom kolejkowym i znów zatapiam się w dźwiękach poezji śpiewanej. Pamiętajcie ! Jest 10 % zniżka na kolejkę dla posiadaczy karty PTTK. Od razu ruszam na szlak. Ludzików kilka, kozic zero. Na razie. Wiecie jaki jest początek trasy w lewo ? Bestyja Beskid. Ale należy być dzielnym i pokonać te straszliwe zerwy i ściany. Dokonałem to prawie na "urwanym filmie". Tam zawsze emocje biorą górę. 19 raz ... Maszeruję dalej śpiewając w duchu pieśni turystyczne z repertuaru Iron Maiden i Slayer. Liliowe, okolice Skrajnej, trawers Pośredniej i melduję się na Świnickiej Przełęczy. Tak przy okazji to pogoda była taka, że widać było więcej niż można było zobaczyć, a jebane słoneczko zrobiło ze mnie flagę narodową. I nie była to flaga Brazylii. I muchy latały. I wiaterek nie wiał. Ach, wszystko się na raz zwaliło na biednego turystę ... Nic to - cele czekają. Trzeba też opowiedzieć resztę tej zmyślonej opowieści dziwnej treści. Czas na pierwsze danie. Świnica w sosie borowikowym ze smażonymi kalafiorami i tłuczonymi kartofelkami posypanymi koperkiem. Do tej pory szedłem sam a od początku szlaku na pierwsze danie spacerowałem z dwoma niewiastami - Magdą i Martą. Tzw ciałem pedagogicznym z Torunia. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za towarzystwo.

Następuje kolejny, po przedarciu się przez Beskid, dramatyczny moment wyprawy wysokogórskiej. Z mgły wyłaniają się łańcuchy z wiszącymi na nich kościotrupami. To śmiałkowie, którzy odważyli się pójść tam bez elementarnej wiedzy turystycznej. Tzn nie wiedzieli, że do schroniska wygodniej jest wnieść 0, 7 litra wyborowej niż 5 piw. Ale niech szkielety oddalą się na śmietnik histori. Łańcuchy - brzmi to strasznie, demonicznie i mitycznie. Jak je jeść ? Jestem pełen obaw bo ostatni raz miałem takie coś w odnóżach górnych początkiem maja tamtego, strasznego roku. Myślałem potem żeby takie sobie w domu zamontować. Byłyby pomocne przy przemykaniu w gipsie do kuchni, łazienki, itp. Ale plany spaliły na panewce. Gips mi zabrali. Wracając na szlak to tak się obawiałem żelastwa ( a nie powinienem - cały czas słucham thrash metal ), że jakoś go omijałem. Oczywiście nie wszędzie. Do ponownego gipsu mi się nie spieszy. Docieramy do połączenia ze szlakiem na Zawrat. Tu trochę posiedzieliśmy - sporo ludzi schodziło ze szczytu jak i też wolno wchodziło. Musielibyśmy być ciężkimi szmaciarzami żeby poganiać wolniej idących. Góry są dla wszystkich. Przychodzi nasz czas. Kelnerzy podają gorące dania na srebrnych zastawach stołowych. Dla jasności tematu tak dostają tylko ci co kupili bilet na Kasprowy. Turyści piesi dostali zwykłego schabowego. W kanapce. Po obiedzie ( co prawda wczesnym ) ruszamy dalej. Zawrócić się. Razem z nami rusza tłum. No i jak to bywa wśród dużej ilości ludzi coś się musi stać. Przy jednym z kominków ( łańcuchowo - klamrowym ) dłuższa przerwa. Jedna dziewczyna ma psychiczne problemy. Potem się okazało, że jej chłopak nie za bardzo ją uświadomił. Wyżej napisałem, że góry są dla wszystkich ( podtrzymuję to ) ale coś by wcześniej wartało wiedzieć i być świadomym. Oczywiście nikt na szlaku ich nie poganiał, nie wywyższał się, nie bełkotał o ceprach. W spokoju pomogli jej zejść. Oni potem w szerszym miejscu przepuścili innych. Idziemy dalej. W górę mijają nas dwa osobniki ... wpinające się w łańcuchy lonżą. Dla mnie takie typki są bardziej "drażniące" niż powyższa dziewczyna. W takim miejscu to przerost formy nad treścią.

Przy powitalnej grze orkiestry big - bandowej wchodzimy na Zawrat. Tłumny i barwny. Nie ma co długo siedzieć - ruszamy z buta turystycznego na Orlą. To taki szlak biegnący od Zawratu do Przełęczy Krzyżne. Czy jakoś tako. Rozpala on od lat ogień dyskusji na różnych forach turystycznych. Bardzo często jest tak, że "wybijają się" w tych dysputach osobniki, które jeszcze tego szlaku nie odwiedziły. Takie teoretyczne łojanty tatrzańskie. Na OP idzie mało luda. W sumie do Koziej Przełęczy spotkaliśmy z 7 turystów. Na Zamarłej wspinało się 3 lub 4. Przy użyciu czterech odnóży dochodzimy na Mały Kozi Wierch. I czas na małą przekąskę. Kelnerzy podają kiełbaski z koźlęcia z chrzanem, buraczkami i sałatką warzywną. Polecam. Czas na Honoratkę. Tam co prawda nic nie serwowano ale przyjemnie było. Później chwila relaksu pod głazikiem sterczącym na Pustą Dolinką. Obchodzimy Zamarłą i windą zjeżdżamy w dół ( ponoć to drabina a nie winda ). Na dnie Koziej Przełęczy "szybka" potrawka z kozy dorosłej. Do tego świeże pieczywo z masełkiem. Co by nie robić tłoku ( wąsko tam. Inżynierowie niech coś z tym zrobią ) udajemy się w lewo. Tuż obok trasy leży płat śniegu ale nie staje się na nim. O wiele bardzie niemile jest później. Tam gdzie przez szlak potoczek płynie. Warto patrzeć pod nogi. Przechodzimy przez Kozią Dolinkę i nad Zmarzłym Stawem znów degustujemy miejscowe potrawy. Tym razem pierogi z mięsem kamzików. Same - należy trochę odpuścić to rozpasanie kulinarne. Zwłaszcza, że kozica nie śpi !!!!!!!!!!!!!!!! Pisząc krótko - staliśmy się obiektem ataku trójki szturmowej. Nie poleglismy. Trójka też skończyła pojedynek w trójkę. Uważajcie Bydlaki - i tak skończycie na rożnie. Spacerowo schodzimy nad Czarny Gąsienicowy. Tutaj proponowali nam kaczkę z rożna ale odmówiłem. Z kilku powodów. Gąsienicy na dziko również nie zjadłem. Wyglądała na żywą. W drodze do Murowańca kelnerzy byli nie obecni. W sumie to w schronisku również nie śniadałem. Jak też nie obiadałem i nie kolacjowałem. Inni, owszem, tak. Byli Czesi, Węgrzy, Polacy i Indianie. Ostatni etap wycieczki "Smaki Tatr" to Rówień Królowa, Karczmisko ( serwowali sery, zimną pieczeń oraz herbatę owocową - prawdopodobnie z ziół chronionych ), Boczań i Kuźnice. Tu żegnam koleżanki i jadę na PKS. Oczywiście wizyta w FIS musi być. Zupa pieczarkowa z makaronem i mielony z kapustą zasmażaną i ziemniakami. Polecam.

20.05 ruszam na Żywiec. Jutro niedziela. W zamyśle również kulinarna.

Niedziela 10 lipca 2011 roku. Parking pod Domem Dobroci. 23 radosnych osobników. No może co niektórzy mniej radośni. Np ja. W sobotę udałem się spać tuż przed północą. Obudziłem się o pierwszej. Młodzież wracała z lokali gastronomicznych. Gdyby jeszcze mieli lepszy repertuar ... A tu poziom panów kibiczów czyli patriotów. Zasnąłem chyba w okolicy 3.40. Radosny budzik obudził mnie o 4.10. Zabiłem go. Długo cierpiał. Udaje mi się jakoś ubrać i zaopatrzyć w artykuły pierwszej pomocy. Np wody. Wczoraj na Świnicę i Orlą wziełem trzy półlitrówki. Głupim..

Z parkingu ruszamy o 5.05. cel - Tatrzańska Jaworzyna. Cel pośredni - Przełęcz pod Kopą. Cel pośredni dwa - Zielony Kieżmarski. Cel najwyższy - Jagnięcy Szczyt. Mieli serwować kotleciki z jagnięciny ze szparagami i pomidorami oraz w lekkim sosie pieczarkowym. Do tego podsmażane kartofelki. Idziemy niebiesko - zielono. Na mostku wnikamy na niebieski szlak. Widoki wręcz walą w mordę. Słońce też ... Po lewicy Bielskie, po prawicy wyłonią się Wysokie. Później będą też za plecami. Idziemy przez Polanę Gałajdową, wąwozik Bramka, posterunek Straży Niedźwiedziej. Część towarzystwa robi zdjęcia gór, kozic, część kwiatkom. Wiele z nich uschło z tego powodu. Ja do tego aparatu nie przyłożyłem. Za to do kamzików owszem. Po wystrzelaniu zwierzyny i wytępieniu chwastów dochodzimy do Przełęczy. Jak wiadomo w Tatrach jest kilka cudnych miejsc widokowych dostępnych turystycznie. Od tej przełęczy tak może ze trzy lepsze. Na kolana Panie i Panowie. Bielskie, Wysokie, z tyłu Teraz Polska. Tu spotkaliśmy pierwszych tego dnia turystów innych niż nasza trzódka. Po napojeniu się widokami staczamy się utopić się. W Białym Stawie Kieżmarskim. W sumie to nikt na dno nie poszedł ale za to paru typków pomyliło czerwień z niebieskim. Tak to bywa ... Dogonili nas w schronisku po dobrej pół godzinie. Dróżka z Doliny Białych Stawów Kieżmarskich do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim obfituje w widoki. Takie tam górki stoją nad głową. Jastrzębie, Czarne, Kieżmarskie, Durne. Do wyboru, do koloru. Mi się łezka w oczku zakręciła jak zobaczyłem Baranie Rogi - mój pierwszy pozaszlak wyższy do Rysów umiłowanych. Docieramy do schroniska rozciągniętym peletonem. A nawet zagubionym . Dalszy etap wycieczki to Jagnięcy z obiadem na szczycie. No i poszedł się ... Mieliśmy wychodzić po parę osób - ja np czekałem na "zagubionych". Poczekałem ... Przyszli równo z grzmotami i kroplami z niebios. W tym czasie pierwsze trzy osoby szły już żółtym szlakiem. No to my poszliśmy do lokalu w podmurówce schroniska. I dobrze - za moment deszcz przeszedł w grad. Powyższa trójka była rozsądna - szybko wróciła. Co by tu pisać - trzeci raz szedłem na Jagnięcy. No i na ten Jagnięcy znów nie wszedłem. Ale ma jeszcze siedzieć tam sporo lat. Dostał dożywocie. Pogoda po kilkudziesięciu minutach poprawiła się. Ale już nie było sensu iść - czasowo jak też byliśmy przekonani, że znów zacznie padać. Nie myliliśmy się. Ponoć nad bardzo dużym odcinkiem Tatr były ulewy i burze. Nas piękna burza dopadła na przystanku Biała Woda Kieżmarska.

Robimy masowe zdjęcie i żółtym szlakiem ruszamy na przystanek. Pamiątkowe zdjęcia na otoczenie doliny, wejście w las, i pomykamy w dół. Wśród deszczu raz za czasem. Z okolic parkingu robimy zdjęcia Łomnicy i okolicznych i na tym możemy zakończyć tą wycieczkę. Podsumowując - szkoda Jagnięcego ale widoki z trasy do schroniska zrekompensowały nam brak szczytu na szczycie. Jak i też obiadu. W zamian za zapowiedziany posiłek nabyłem ( 5 euro ) węgierski gulasz z knedlami. A dobry był.

Dziękuję za uwagę.

P.s. Zdjęcia są w Zdjęciach Weekendowych.

Autor:  Krabul [ Pt lip 15, 2011 11:00 am ]
Tytuł: 

Łukasz T napisał(a):
szkoda Jagnięcego
Szkoda, bo nie dość że szlak bardzo atrakcyjny to widok z góry piękny i oryginalny.
Mam zamiar tam jechać z żoną i dojść do Kieżmarskiej właśnie od Jaworowej. To ma być pierwszy rozgrzewkowy dzień, więc nic więcej już nie zrobimy po podróży z Wro (chyba że namówię małżonkę na podejście na Jagnięcy Koperszadzką Granią a na dół szlakiem). Oby tylko aura byłą łaskawsza niż dla Ciebie. Pozdro

Autor:  klin86 [ Pt lip 15, 2011 1:56 pm ]
Tytuł:  Re: Weekend kulinarny

Świetna wycieczka, przyznam, że brakowało mi Twoich relacji - nie gipsuj się więcej 8)

Jednak nie obędzie się bez pytań:


Łukasz T napisał(a):
(...) I muchy latały(...)


1. Skąd się wzięły muchy na takiej wysokości :?:


2. Skąd wziąłeś sałatkę warzywną na Małym Kozim :?:

Autor:  rogerus72 [ Pt lip 15, 2011 1:57 pm ]
Tytuł: 

o w mordę, nawet nie wiedziałem, że tyle gastronomii czai się na szlakach...
a na Orlej Perci jajeczniczki z orlich jaj nie dają? EDITH: aj jaj jaj... to w okolicach Orlej Baszty, zapomniałem...

BTW - ładne foty Lukaszu, a i opis Ci się udał :wink:

pzdr

Autor:  Ania_ [ Pt lip 15, 2011 5:36 pm ]
Tytuł: 

narobiłeś smaka tymi kulinariami na wycieczkę 8)

Autor:  Łukasz T [ Pt lip 15, 2011 5:49 pm ]
Tytuł: 

Krabul napisał(a):
chyba że namówię małżonkę na podejście na Jagnięcy Koperszadzką Granią a na dół szlakiem

A ścieżka z Przełęczy kusi ... 8)

klin86 napisał(a):
Skąd się wzięły muchy na takiej wysokości

Mutanty. Na wielu zdjęciach je widać. Nawet wbijały się w obiektyw.

klin86 napisał(a):
Skąd wziąłeś sałatkę warzywną na Małym Kozim

Doskonała firma cateringowa.

rogerus72 napisał(a):
BTW - ładne foty Lukaszu, a i opis Ci się udał

Pod wpływem takiej kuchni to każdy wzniesie się na wyżyny. Czasami bełkotu :wink:

Cytuj:
narobiłeś smaka tymi kulinariami na wycieczkę

Mam układ z firma cateringową :mrgreen:

Autor:  Endrju [ Pt lip 15, 2011 8:13 pm ]
Tytuł: 

Łukasz T napisał(a):
Jagnięcy

Ja wczoraj go odwiedził, fakt taki że kozic tu faktycznie pod dostatkiem. Podczas mojej wycieczki spotkaliśmy kilka grup po około 4-6 sztuk. Szczyt zdobyliśmy, a i na widoki się załapaliśmy. 8) Masz pecha do Jagnięcego jak ja do Przeł. Lodowej, dziś zastała nas tam burza.

Relacja super, najedzony to i zadowolony.

Autor:  Zombi [ Cz lip 21, 2011 6:05 am ]
Tytuł: 

Kolejnym razem warto też spróbować na szlaku jakiegoś mnicha nadziewanego świstaczym sadłem. Podobno dobre na potencję!
Fajna lektura!

Autor:  Łukasz T [ Cz lip 21, 2011 6:21 am ]
Tytuł: 

Co do mnicha to zakonnice czuwają ( i atakują niewinnych turystów w Dolince za Mnichem 8) ). Mogłoby być niebezpiecznie dla degustatora.

P.s. Fachowcem od potrawek ze świstaków jest Rohu. Farmaceuta Rohu.

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/