Moja przygoda ze Słowenią zaczęła się w zeszłym roku,na ferracie na Prisojnik..wtedy Słowenia mi się spodobała,potem były Karawanki a teraz nadszedł czas na znów inne kierunki.
Do Słowenii wjechaliśmy w sobotę nad ranem,pogoda była dość mistyczna,ciężkie chmury się przewalały nad górami..po krótkiej drzemce w aucie i śniadaniu postanawiam nie marnować dnia,na rozgrzewkę wybraliśmy masyw Koszuty. Autko zaparkowałam w Trzicu skąd ruszyliśmy w stronę Domu na Kofcah (1488m npm)Trasa wiedzie raczej przez las,ale i przez piękne ukwiecone łąki.Uwaga ,w tamtym rejonie jest mnóstwo kleszczy..Z Domu na Kofcah poszliśmy na Velili Vrh (2088m npm),skąd miała być mała rundka na Kladivo (2094m npm),niestety chmury czy to mgła zgoniła nas ze ścieżki..wróciliśmy na Kofce skąd inną ścieżką na dół do wsi Jelendol. Pięknie tam jest-te pełne kwiatów hale i polanki robią wrażenie,jestem już pewna powrotu w tamte okolice za rok,bo czeka niezdobyte Kladivo i najwyższy szczyt masywu Kosutnikov turn (2133m npm)Z Jelendola zostało nam wędrowanie ok.5km asfaltem do Trzica gdzie czekał mój wóz. W Trzicu napadliśmy market,pokręciliśmy się troszkę po miasteczku i pojechaliśmy do Kamnika na kemping. KIamnik leży u stóp Alp Kamnicko-Sawińskich. Mając auto można swobodnie wybierać się na jednodniówki.Ja pierwotnie chciałam posiedzieć cały urlop w tym paśmie,ale jakoś ta pogoda mi się nie spodobała,a plany zawsze można zmienić..
Niedziela przywitała nas znów pochmurną pogodą.Zaplanowana była wyprawa na najwyższy szczyt Alp K-S,ale pomyślałam,nie,w taką pogodę??;-( zdecydowaliśmy podjechać do Kamińskiej Bistricy,gdzie zostawiłam autko na parkingu obok schroniska Dom v Kamniski Bistricy (600m npm).Z Kamnika można tu dojechać również autobusem.Około 8mej zaczynamy mozolne podejście głównie przez las,a później przez kosodrzewinę ,wyprowadza nas po ok. 3 godz (tabliczki mówią o 3h45min)na Kamnisko Sedlo (1884m npm).Znajduje się tutaj schronisko Kamniska Koca. Pogoda się nie poprawia,ważne,że nie pada,chmury wiszą nisko,ale postanawiamy iść dalej. Obieramy kurs na Ojstricę.We mgle przełazimy przez piargowisko i wchodzimy w ścianę,przez spore płachetki śniegu nie jest miło śmigać,przydał się czekanik..
Fragmenty podejścia ubezpieczone są stalówką,na takie warunki pogodowe nawet przydatne. Potem już zakosami włazimy na Planjavę (2394m npm),widoków zero,jesteśmy chyba we wnętrzu wielkiej chmury,która czasem się przerwie..Ruszamy dalej,i w tej całej chmuro-mgle okazuje się,że pomyliłam scieżki,zamiast granią iść w stronę Ojstricy zaczynamy schodzić w stronę Srebrnego Sedla,z widokiem na niesamowity kocioł,wypełniony jeszcze sporą ilością śniegu. Pięknie tam jest,choć żałuję,bo wiem,że tędy dotrzemy do Kochekov dom (1808m npm),i już dziś na Ojstricę (2350m npm)nie wyjdę bo czasu braknie.Jak się okazuje nie mam czego żałować,jest po 14:30 jak zaczyna solidnie padać,po kawie w schronisku obieramy kurs w strone Kaminskiej Bistricy.Początkowo szlak jest widokowy,o ile w taką pogodę można mówić o widokach,potem jednak zagłębia się w kosówkę,i to jest nasza zmora..nawet gdy przestaje padać przedzieranie się przez krzaczory zmoczy nas doszczętnie.Idę,przeklinam kosówę,przeklinam ten szlak,którym chyba żaden normalny Słoweniec nie wędruje..na szczęście na 1613m npm szlak odbija już w stronę naszego parkingu,i wiedzie przez las,uff!!koniec krzaczorów i zlewki! Do wozu przybywamy około 18tej,chwilę potem na Kemping.Wieczór upływa mi na pogawędkach z Silvianem,francuzem,który wziął „urlop”od pracy w alpejskim schronisku i wędruje z namiotem przez Słowenię.Mamy farta,bo akurat w knajpie (naprzeciwko kempingu)słoweńscy strażacy coś świętują,śpiewają i grają na czym się da-doprawdy zabawa na całego!!
Poniedziałek to dziwny dzień,dla odmiany pada z rana,więc wybieramy się…..nad morze:) Tak,wszystko ze mną w porządku-jedziemy nad morze,pędzimy sobie autostradą,oglądamy piękne nadmorskie okolice-kwitnie lawenda,morze szumi..hahaha,co tu będę opowiadać.Po południu łazikuję jeszcze po Kamniku,śliczne miasteczko.Po południu standardowo pada.
Wtorek znów pochmurny,ale cóż,postanawiam jednak zaatakować najwyższy szczyt Alp Kamnicko-Sawińskich.Dojeżdżam znów pod Dom v Kamniski Bistricy (600m npm),skąd tym razem obieram kurs na Kokrsko Sedlo,gdzie na 1791m npm znajduje się fajne schronisko Cojzova Koca. Samo podejście wiedzie długo przez las,potem zakosami przez kosówkę i piargi,cały czas pod „kablem”kolejk towarowej.Już nie mówię o tym,że nieźle daje w kość to podejście..W schronisku wita nas niesamowicie sympatyczny Słoweniec,opowiadamy o górach,jest zdziwiony naszym łażeniem i znajomością różnych pasm,w zamian zdradza nam,że był lata temu w Tatrach i zdobył Rysy Zapewnia nas,że padać będzie dopiero po południu,ruszamy więc na Grintovec (2558m npm).Szlak wiedzie zakosami przez hale a potem piargi,nie jest trudny,szkoda tylko,że widoków nie ma praktycznie żadnych..Szczyt zdobywamy we mgle.Tą samą trasą schodzimy do Cojzovej Kocy i na parking do auta. Przy schodzeniu zagapiam się na kozicę,tłukę rękę,krew kapie,ale cóż trzeba schodzić..Niewątpliwie tam wrócę-mam już plan „zamieszkać” w Cojzovej Kocy i wejść na Grintovec a niego ferratą przez Dolgi Hrbet pójść na Skutę (2532m npm),na Rinki i Turską gorę..oj,tam jest co robić!! Po powrocie do Kamnika decydujemy zawinąć graty,mamy wieści od naszego „lokalnego”informatora,że w środę pogoda ma być już lepsza.Pakujemy graty i autostradą zmykamy do Dovje,na kemping z widokiem na Julijce. Wieczorem smsowo naradzam się z Piskiem jaką trasą wybrać się na nasz cel,informujemy również o wycieczce panią z kempingu,która chyba lekko nie dowierza,że się wyrobimy,radzi nam to sobie na 2 dni rozłożyć..
Środa wita nas czystym niebem.Hura,uda się-myślę sobie. Szybkie śniadanie przed namiotem i po 6tej jadę już moim wszędobylskim autkiem w stronę wsi Radovna,w dolinę Krma. Początkowo chciałam wejść na Triglav od Vraty,ale dałam się namówić na wędrówkę przez dolinę Krma..nie żałuję ani troszkę!! Samochód można zostawić pod Kovinarską Kocą (865m npm),ale da się podjechać jeszcze kawałek dalej,tak też czynię,auto zostaje w cieniu,na małym parkingu w lesie. Doliną wędruje się długo,ale warto,jest piękna,dla mnie to dolina tysiąca kwiatów! Pisk miał rację,Severna stena Triglava nie ucieknie i na nią przyjdzie czas-niebawem..z doliny wchodzimy zakosami wśród piargów i połaci śniegu na Kredaricę gdzie znajduje się spore schronisko Triglavski Dom. W sezonie pewnie przybywają tu tłumy,my napotykamy 3 Słoweńców,sympatyczną parę Bułgarów ,3 Niemców i 2 Finów..taka niezła mieszanka spotka się niebawem na szczycie Triglava (2864m npm). Ze schroniska podchodzimy do ferraty,sam jej początek jest jeszcze w śniegu,miejsce niefajne,ale potem idzie już szybko i gładko,i po niecałej godzinie docieramy przez Mały Triglav na nasz cel.Widoki piękne,choć oczywiście zjawiają się chmury. Ze szczytu wcale nie chce mi się schodzić,ale trza się zbierać,zanim spadnie rytualny popołudniowy deszcz. Przy schronisku opalam się jeszcze trochę gawędząc z chatarem,niezwykle sympatyczny gość.Czeka nas wędrówka tą samą trasą,ale idzie to niezwykle szybko,po drodze oczywiście dopada nas deszcz.W głowie układam już plan wejścia na Triglav od północnej strony,koniecznie jeszcze w tym roku. W Mojstranie wpadamy jeszcze do Merkatora po piwo-trzeba uczcić wejście na Dach Słowenii-po czym meldujemy się na kempingu opłacić kolejną nockę.Pani nie wierzy własnym oczom!! To fajny dzień,pogoda dopisała,wreszcie coś poszło zgodnie z planem.
Czwartek to znów słoneczny poranek.W planie mamy nadrobić ferratkę,która z powodu burzy nie doszła do skutku w zeszłym roku!! Autkiem udajemy się do Kranjskiej gory,skąd na przełęcz Vrsic (1611m npm).Parking kosztuje 3E. Ruszamy pod ścianę Małej Mojstrovki.Na piargowisku zalega jeszcze sporo śniegu.Napotykamy tam dwóch Słoweńców i razem szukamy ukrytej pod śniegiem stalówki..w końcu się udaje,podchodzimy stromo śniegiem i zaczynamy wejście ferratą. Trochę tego jest,bardzo fajna i przyjemna ferrata,a potem trochę „skakania”po skałach,i w 2 miejscach jeszcze sporo śniegu,trzeba uważać.Na Małej Mojstrovce (2332m npm) meldujemy się szybko,tuż za Słoweńcami. Standardowo pogawędka i piękne widoki..
ze szczytu zbiegamy w palącym słońcu zakosami po piargach na przełęcz Vrsic. To taka krótka odpoczynkowa wycieczka dla nas,po której idziemy połazić po uroczej Kranjskiej gorze (wiadomo,muszę nabyć nowy magnes do mojej lodówkowej kolekcji,hi,hi).Wieczór na kempingu mija na planowaniu,pomysłów jest kilka.Obserwuję też pogodę,chmury groźne dosłownie kotłują się w górach,niesamowity widok.
Pogoda w piątek jest kiepska,bardzo zachmurzone,decydujemy więc wracać do domu zadowoleni z tego co się nam udało. Pomijając masakryczne oberwanie chmury w Austrii i korek pod Bratysławą droga mija mi ultra szybko.
Ogromne dzięki dla Zombiego za konsultacje pogodowe i kciuki,i dla Piska za cenne porady,pomysły,mapę!! Już nie mogę się doczekać kolejnego wyjazdu w słoweńskie góry..