Niby mamy lipiec, a codziennie deszcz, temperatury po 15 stopni. W tym tygodniu mieliśmy się urlopować w słowackich górach, ale z powodu niekorzystnych prognoz odwołaliśmy. No ale ileż można wytrzymać! Wczoraj na wszelkich portalach pogodowych miało być okno w chmurach, ciepło i słonecznie. Więc wzięliśmy z Ukochaną spontaniczny dzień urlopu i podjechaliśmy bladym świtem do Korbielowa.
Pogoda dopisała, z rana było całkiem bezchmurnie, wyszliśmy na Pilsko, gdzie można było się powylegiwać w słoneczku.
Jak nam się znudziło leżenie, poszliśmy na Rysiankę, gdzie znów zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę.
Wyszło trochę chmurek, ale nie było to jakimś większym powodem do zmartwień.
Kolejny cel to moja ulubiona Romanka, rezerwat z wymarłym lasem teoretycznie powinien być smutnym miejscem, ale mnie się tam bardzo podoba. Panuje taki mroczny klimat.
Na koniec zeszliśmy do Sopotni. Zaskoczyła nas trochę droga, długa, bardzo kamienista, stroma i wymyta przez deszcz. Trzeba było się trochę nagimnastykować, żeby nią zejść.
Aby dostać się z Sopotni do Korbielowa trzeba było jeszcze przejść przez Przełęcz Przysłopy. Niby niewiele, ale 220 metrów podejścia na koniec dnia postawiło kondycyjną kropkę nad i. Cała trasa miała 26 km długości, 1575 metrów podejść, długość wg mapy compas 11 godzin. Nam zeszło godzinkę więcej. Opaliło nas aż miło