Niedziela, 5 czerwca
Z powodu słabych prognoz na Tatry, braku kasy na bilet oraz generalnej niechęci do wycieczek jednodniowych w ten rejon, postanowiłam tak dla odmiany wybrać się gdzieś bliżej....
W niedzielę rano wsiadam więc w busa do Mszany Dolnej. Kolega niestety się już nie zmieścił i musiał jechać następnym - ja w tym czasie podziwiam Dworzec PKS i ichniejszą Galerię Centrum i jem śniadanie
Jędrzej przyjeżdża koło 9.30 i od razu ruszamy na szlak. Fajnie, zielono...
Pierwszy popas na skoszonej łące. Jest strasznie gorąco, zastanawiam się na ile starczy mi wody, w takich ilościach ją pochłaniam... Obłoczki snują się po niebie... rozleniwiam się...
Szczerze powiedziawszy, to nie chce mi się stąd ruszać
Jędrzej jednak namawia mnie do dalszej drogi. Trochę się pogubiliśmy, ale się szybko odnaleźliśmy. Po wejściu w las dużo chłodniej i od razu lepiej się idzie. Wreszcie jest czym oddychać, nabieram tempa, bo podejście pod tą łąkę, mimo że płaskie to była mordęga
Nasz cel:
Na Lubogoszcz (968 m.n.p.m.) docieramy koło południa. Tutaj ławeczki, miejsce na ognisko, kosz na śmieci. Full wypas. I krzyż na szczycie:
Jemy drugie śniadanie, obczajamy mapę i schodzimy w stronę Kasiny Wielkiej.
iść, ciągle iść, w stronę słońca....
Następny popas na łące, tym razem po drugiej stronie Lubogoszcza:
No ale idziemy dalej, w stronę Kasinki, bo chcemy jeszcze wejść na Śnieżnicę (1006 m.n.p.m.):
Jest strasznie gorąco, ale już się rozchodziłam i idzie mi się bardzo przyjemnie. Uwielbiam taką pogodę. Widoki wprawdzie nie takie jak w Tatrach, ale fajnie zielono, cisza, spokój tak jakoś inaczej, sielankowo
Z tąd przyszliśmy:
Tu idziemy:
No sporo tego asfaltu, ale jakoś damy radę!
Koło 14.00 dochodzimy do stacji kolejowej Kasina Wielka, którą wybudowano 1884 roku. Budynek stacji chociaż zamknięty, strasznie mi się spodobał
Niedaleko stacji znajduje się austriacki cmentarz wojenny z I Wojny Światowej i osiem nagrobków:
Niestety zbierają się chmury i chyba będzie lać. W obliczu zbliżającej się burzy postanawiamy zawrócić. Ostatnie zdjęcie, z popasu przy wyciągu:
Potem schodzimy na dół i łapiemy stopa do Mszany Dolnej, skąd pks-em wracamy do Krakowa. Po drodze nas trochę zlało, ale jakbyśmy zostali na szlaku, to ciężko by było na nas znaleźć suchą nitkę
Fajna wycieczka, tak na rozchodzenie się. Po tak długiej przerwie od gór
(3 miesiące!) jestem z siebie zadowolona, niezłe tempo, no może oprócz początku kiedy myślałam, że zaraz padnę trupem z gorąca
Boże, jak ja tu dawno nic nie pisałam!
Pozdrawiam człowieka z mapą
