fotorelacja z kompletnie nieudanego samotnego wyjazdu w Dolomity (baza w Calalzo di Cadore)
plany byly ambitne, chcialem sprobowac wyjsc na jakis trzytysiecznik, Antelao lub Tofana di Roses
na jezdzeniu palcem po mapie sie to wtedy zakonczylo
mimo tego, ze przez cale 7 dni pogoda byla idealna, najwyzej osiagnietym punktem calego wyjazdu byla przelecz pod szczytem Antelao o zawrotnej wysokosci 2120m
w skrocie wrazenia z warunkow kwietniowych (2 do 8 kwietnia)-
snieg miejscami 1,5m, rano sie jeszcze dalo isc, w miare uplywu dnia snieg rozmiekal i zaczynala sie walka o kazdy nastepny krok
stalym motywem byl schemat-killka krokow w sniegu po kolana i nagle przy nastepnym kroku wpadniecie na metr, czesto poltora metra, skad trzeba bylo sie wygrzebac i tak w kolo macieju
raz sie tak zakopalem, ze odkopanie przy pomocy czekana zajelo mi jakies 5 minut
wszystkie schroniska w gorach zamkniete na 4 spusty, nawet te na malej wysokosci 1300-1400m
schroniska na wysokosci 1800-2000m, do ktorych udalo mi sie dobrnac, cale zasypane, drzwi wejsciowe, dachy, wszystko-jak na Syberii
przez 7 dni na szlakach nie spotkalem nikogo, szlaki nieprzetarte i zasypane gruba warstwa sniegu
totalna cisza, ani jednego podmuchu wiatru, jedynie w jeden dzien co kilkanascie minut slychac bylo huk spadajacych lawin (oczywiscie takze bylo je widac, co udalo mi sie uchwycic na fotkach)
zadnego sladu zycia, zadnych ptakow, martwy krajobraz
wysoko w gorach na szlaku turystycznym, wprost na sciezce lezal martwy ogromny jelen, z wielkim porozem, zostal z niego tylko szkielet i resztki skory
ten wyjazd bedzie mi sie juz zawsze kojarzyl ze smiercia, cisza, palacym sloncem, lawinami i sniegiem, z pieknymi widokami na Dolomity i goscinnymi, uprzejmymi ludzmi z tej czesci Wloch
link do fotek-
https://picasaweb.google.com/1145091317 ... ecien2010#