EPIZOD I
Relacja i zdjęcia
http://gekony.wordpress.com/2011/03/17/ ... -wyspowym/
z pozdrowieniem dla matragony
EPIZOD II
Modyń 1029mnpm z rana jak śmietana 20.03.2011
Nie ma sensu zakładać kolejnych tematów dla tego typu wycieczek, to skumuluje je w tym jednym.
Dzięki mojej żonie mam teraz rodzinę mieszkającą w granicach Beskidu Wyspowego. Jeżdżąc tam na łikend nie sposób odmówić sobie jakieś szybkiej wycieczki, zważywszy że w każdy zakątek jedzie się max 30 minut.
Tak samo było w niedziele- wstałem o 5:30 mimo słabych warunków pogodowych ,ale ochota na wysiłek była. Pojechałem w stronę Tymbarku, a później przez zalodzoną i zaśnieżoną przełęcz Słopnicką do "skrzyżowania na Ostrej"
Na znakach do szczytu jest 1:10h ,na początku idzie się zwykłą drogą w stronę lasu.
Ciąg dalszy wycieczki to robienie wysokości w warunkach jak na zdjęciu poniżej.
Szlak jest nawet fajny ,po chwili się wypłaszacza i po 35 minutach staję na szczycie.
Słowo szczyt- to w tym wypadku ogólnie pojęcie. Dookoła drzewa, coś może by tam było widać w prześwitach, ale i tak pogoda nie pozwala na to. Widać ślady po ognisku i trochę śmieci. No ale 1029 mnpm jest
Skoro wszedłem tu tak szybko i jest dopiero lekko po 7 postanowiłem iść dalej niebieskim szlakiem w stronę wsi Zbludza ,mając świadomość, że oddalam się od auta jednak energia i chęci były. Początek drogi to jeden wielki bajzel na szlaku. Powalone drzewa ,krzaki, trochę dziwnie namalowane znaki.
Po szybkim marszu dochodzę do pierwszych domostw.
Potem jeszcze tylko około 6-8 km asfaltem w ładych okolicznościach przyrody przez wieś Zalesie. Po drodze ludzie wracający z kościoła patrzą na mnie jak na kosmitę(ubłocone buty i spodnie) a dzieci mówią -dzień dobry.
W domu jestem przed skokami.
Wycieczka na plus, generalnie dla kogoś kto zaliczył już te najbardziej topowe i popularne szczyty "wysp"
EPIZOD III
Szczebel 977mnpm
Załatwiając pewne sprawy w Rabce, a do tego mając chwilę czasu postanowiłem wracając zahaczyć o górę marzeń - SZCZEBEL. Sama nazwa od dawana nie dawała mi spokoju dlatego postanowiłem ,że tam wejdę.
Parkuję w Mszanie na stacji Orlenu i to moim zdaniem najlepsze rozwiązanie by wchodzić szlakiem koloru czarnego. Na początku idziemy asfaltową drogę prze okoliczne domostwa. Na fotce widać stację i początek drogi.
zaczyna się las i idziemy dość szeroką drogą służącą wywózce drewna- tu trzeba uważać bo jest słabo oznaczone a szlak ucieka nagle w prawo przez strumyk i ostro pnie się po zboczu. (fotka niżej)
zaczyna się sporę zagęszczenie poziomic na mapie ,ale nakrętka z tymbarku przywraca wiarę we własne siły.
Idzie się cały czas ostro w górę ,a co jakiś czas są przecinki i ukazują się jakieś widoczki.
Las robi się coraz mniej gęsty, pogoda też się poprawia a tu szczytu ani widu ani słychu. Zaczynam mieć obawy czy dam radę. Czy nie wycofać się w porę, wszak samotne wejście na tych wysokościach może mieć opłakane skutki.
Jednak upijając kolejny łyk moje zmęczone oczy ujrzały to po co tu przyszedłem - upragniony szczyt Szczebla
Zadziwiające jest ile "gadżetów" kultu religijnego można zgromadzić w jednym miejscu. Mamy krzyż z tabliczką informująca nas że tu zginał ksiądz. Jest mini kapliczka, tablica poświęcona JP2, powagi dodaje powiewająca flaga narodowa i wyryte na stoliku dwa słowa: pierwsze to TUSK ,a drugie określające coś co maja tylko chłopcy.
Co ciekawe napis ten jest (i to identyczną czcionką i charakterem)na Mogielicy oraz Śnieżnicy, widocznie ktoś ma pasję.
To ja na szczycie
Cały czas duchem jest Wielki L. który nam prześwituje co jakiś czas
Sprawne oko łowcy -wypatrzy również tatry.
Schodzę czarnym szlakiem w stronę Lubnia, aby po drodze wstąpić do Jaskini Zimna Dziura. Po drodze należy pilnować szlaku bo ten kto go znaczył i malował musiał być "wczorajszy".
Sama jaskinia jest fajna można się przecisnąć do samego dołu.
Potem już tylko zejście do drogi głównej, po drodze należy szczególnie na końcu pilnować znaków. Teraz jeszcze jakieś 6km asfaltem przy nieprzyjemniej i ruchliwej drodze i po 3h jestem przy aucie. Wracając wpadam do Justyny pogratulować Pucharu Świata
EPIZOD IV
Ćwilin
Święta to ...wolne, a wolne to czas który warto jakoś zagospodarować. Około 15 wymyśliłem że pojadę na Ćwilin by zobaczyć zachód słońca(tak romantycznie bo ja romantyk jestem) Wyjazd jak zwykle z Łapanowa i po krótkiej jeździe parkuję koło kościoła w Jurkowie. Plan mam taki by dojść asfaltem około 8km do Przełęczy Gruszowiec -wejść na Ćwilin i zejść do Jurkowa , tak by nie robić tej samej trasy. Wyruszyłem o 17:10 z auta -zachód jest o 19:40 więc mam 2:30h na te 8km asfaltem i wejście na górę. Dochodzę po 20 minutach do drogi krajowej 28 i na przystanku jest rozkład, okazuję się że za 5 min mam busa. Wygrała opcja wygodna i za 3zeta pozostałem 5km pod górę ruchliwą drogą pokonuje szybko. O 17:50 jestem na miejscu, start z Baru pod Cyckiem
Czas mam dobry do zachodu niecałe 2h a na znaku jest że do szczytu 1h
Znając ich obliczenia wiem że będę dużo za wcześnie. Dlatego postanawiam iść tempem ślimaka ,z dużo ilością przerw jak ta na zdjęcie miejscowości Dobra ze szlaku
popijam wodę i patrze na mapę co widać dokoła. Mimo szczerych chęci na szczycie jestem po 45 minutach
Widać polanę
Słońce jeszcze wysoko
Jak to na "wyspach" bywa szczyt "ozdobiony" różnej maści dewocjonaliami.
Mamy też miejsce na ognisko, ławeczki tablica z nazwa szczytu.
fajnie z tej perspektywy prezentuje się Mogielica
Chodzę tam i z powrotem robię fotki ,nie ma dobrej przejrzystości, Tatry ledwo co majaczą w tle, ale na pewno przy mega pogodzie lub w zimie jest widok niesamowity.
Słonce dalej wysoko ,a mi już się nudzi.
Taką panoramę nakręciłem mając tyle czasu
http://www.youtube.com/watch?v=u-guTFvu_to
słońce trochę opada,tak więc kładę się na plecaku i staram się mieć romantyczne myśli
Porobiłem też kilka słit foć na fejsa i nk -to jedna z nich
Zapomniałem bluzy więc trochę na tej glebie nie przyjemnie.
Słońce na szczęście się lituje i spada już szybciej.
Po zabawie -teraz czas na sprint do Jurkowa, Nie miałem zamiaru iść tym lasem w pełnych ciemnościach i zaczynam biec. Zatrzymałem się koło auta z czasem 20 minut ze szczytu co jest wynikiem dobrym. Nie musiałem używać czołówki bo jeszcze niebo było szaro-ciemne.
Potem do domu na dalsze świętowanie