W dniach 6-12 marca byliśmy z Żoną i maleństwem w Zakopcu. Szczęściem pojechali też moi rodzice, więc miał się kto zająć dzieckiem i mogliśmy robić niezbyt długie górskie wycieczki. Przyznam że gdybym miał siedzieć tydzień i zdobyć "grań Krupówek" to by mnie chyba szlag trafił...
6.III był naszym pierwszym dniem pobytu, pogoda rano taka sobie, ale postanowiliśmy pójść na Halę Gąsienicową i zobaczyć co i jak wygląda, a może i gdzieś wejść. Po dotarciu do Kuźnic okazało się, że kolejka na Kasprowy kursuje, nie ma za to "kolejki do kolejki" więc stwierdziliśmy że jedziemy na gorę i atakujemy Świnicę. Kilkanaście minut później znaleźliśmy się na zamglonym szczycie Kasprowego. -13 stopni, wiatr 16 m/s, kiepska widoczność. Ubraliśmy się i wyszliśmy w stronę Suchej Przełęczy. Tam mnie dosłownie przewrócił na lodzie silny podmuch wiatru. Cofnęliśmy się kawałek aby założyć raki, ale do tego trzeba było zdjąć rękawiczki. Przy takim wichrze straciłem niemalże czucie w palcach. Na grani wiało tak, że w zasadzie nie dało się iść, a co gorsza sypało w twarz takimi lodowymi igiełkami. Odpuściliśmy więc z niejakim żalem Świnicę i zeszliśmy wzdłuż tyczek stoku narciarskiego na Halę. Oczywiście wkrótce przestało wiać, widoczność zrobiła się całkiem dobra. Poniżej stacji kolejki chwilę popodziwialismy szkolenie lawinowe i poszukiwanie "zasypanych", po czym od razu ruszyliśmy nad Czarny Staw. Tam wahane - Zawrat czy Kościelec? Wygrało to drugie, z racji tego że jednak sporo bliżej, no a poza tym to zawsze szczyt a nie przełęcz. Kilkanaście osób przed nami podchodziło żlebem wprost na Karb, złożyliśmy więc kijki, wyjęliśmy czekany i ruszyliśmy w górę. Warunki ogólnie niezłe, śniegu niezbyt dużo, dość szybko stanęliśmy na przełęczy. Dojście na szczyt wydawało się kwestią góra godziny. Ale na nieszczęście znad Zakopanego przyszło ciemne chmurzysko, sypnął snieg, zaczęło wiać, widoczność raptownie spadła. Doszliśmy do pierwszych progów i nie szliśmy już wyżej. Cholera wie jak dalej mogła rozwinąć się sytuacja pogodowa. Zeszliśmy na Karb i dla urozmaicenia chcieliśmy zejść po śladach ski-turowców na stronę zachodnią. Ale po dosłownie 100 m okazało się że śladów jest wiele, teren jak wiadomo dość mylny we mgle, za bardzo nie wiadomo jak iść, bo wszędzie tak samo wyglądające głazowiska... wróciliśmy więc na przełęcz i w wiejącym wietrze i sypiącym śniegu zeszliśmy nad Czarny Staw. Warunki szybko się zmieniły i były o wiele gorsze niż na podejściu. Szkoda że nie byliśmy godzinę wcześniej, wtedy bez problemów weszlibyśmy na szczyt Kościelca

No cóż, ale jak mawiają "mądry wycof nie przynosi ujmy". Gdy wracaliśmy przez Boczań, to na zalodzonej do niemożliwości ścieżce tuż przed Kuźnicami paskudnie ponadrywałem sobie wiązadła w kolanie, gdy noga "uciekła" mi w bok na lodzie

Teraz jestem już mądry i w takich warunkach na leśnych ścieżkach też będę chodził w rakach
Szkolenie lawinowe
Podejście na Karb znad Czarnego Stawu
Ski-turowiec na moment przez zjazdem z Karbu
My na grani Kościelca gdy jeszcze coś było widać
Zejście z Karbu
7.III to tylko mały spacer z maleństwem i dziadkami do Dolinki za Bramką. Mieliśmy iść do Strążyskiej, ale wiał zimny wiatr, mała marzła, więc ograniczyliśmy się tylko do jednej małej dolinki. Małej ale jak zwykle bardzo malowniczej. A po południu poszedłem z Żoną na Szymoszkową aby parę razy zjechać na nartach i "przetrzeć sobie szlaki nerwowe"

Od dwóch lat nie jeździliśmy. To jednak jak jazda na rowerze, nie zapomina się. Stok na Gubałówce jest banalny aż do bólu, więc zjechaliśmy tylko 5 razy, potem się nam znudziło.
Maluch w górach
Skałki w Dolince za Bramką
Z mamą na saneczkach
Giewont z Szymoszkowej
8.III pogoda była piękna, ale umówiłem się z rodzicami, że na 14 mamy być z powrotem, To dość mocno ograniczało możliwości wycieczkowe. Wybraliśmy więc Giewont, na którym nie mieliśmy jeszcze okazji być zimą. Dojechaliśmy do Kuźnic i w pieknej zimowej scenerii ruszylismy przez Kalatówki na Kondratową. Tam krótka przerwa i dalej w górę. Słońce, błękit nieba, ciepło - po prostu cudnie. Założyliśmy raki, ale na podejściu pod Przełęcz Kondracką okazało sie, że zmrożony w nocy śnieg szybko mięknie i staje się strasznie lepki i mokry. Raki nie były więc zbytnio przydatne. Martwiła mnie nieco lawinowa konfiguracja tamtejszego stoku, a wydeptany ślad prowadził nie wiedzieć czemu zakosami przez najbardziej niebezpieczny rejon. Założyłem więc swój własny ślad, prawie w kosówce, maksymalnie po prawej stronie kotła. Śnieg szybko zmiękł do tego stopnia, że zaczął oblepiać raki wielkimi bułami. Doszliśmy na przełęcz i tu okazało się że wydeptany ślad prowadzi dalej tylko na Kopę. Na Giewont i do Małej Łąki nie było przetarte. Szybki szacunek - jeśli pójdziemy na Kopę to się nie wyrobimy czasowo. Jeśli będziemy torować na Giewont, to też się nie wyrobimy czasowo. Schodzić do małej Łąki i torować w tym mokrym śniegu to trochę niebezpiecznie. Popodziwialismy więc widoki z przełęczy i ruszyliśmy z powrotem w dół. Śnieg miękł z każdą minutą, pojawiały się samoistne zsuwy. Generalnie wyglądało to lawiniasto i nieprzyjemnie, tak więc z niejaką ulgą znalazłem się już poniżej kotła. Tam nieco zdjęć, a przy schronisku odpoczynek. I tu dramat - nie ma szarlotki!!! Normalnie skandal. I na pytanie dlaczego nie ma, odpowiedź "bo nie"

Trudno, i tak nigdy nie lubiłem tego schroniska, dla mnie to właściwie taki bufet dla bażanciarstwa idącego na Giewont a nie normalne schronisko. Szkoda, że tym razem byliśmy tak czasowo ograniczeni, bez tego czy Giewont, czy Kopa - bez żadnych problemów, bo pogoda była świetna.
Kalatówki
Kondratowa
Podejście pod Przełęcz Kondracką
potencjalnie lawiniaste stoki
na przełęczy
szczyt Giewontu
bufet na Kondratowej
9.III to kolejny dzień wspaniałej pogody, postanowiliśmy więc wejść na Babią Górę. 8.20 na Krowiarkach, potem szybki marsz w górę. W lesie istne lodowisko, ale tu już nieco mądrzejsi założyliśmy raki. I jak ręką odjął. Szybki, normalny marsz w górę, żadnego ślizgania się

. Na Sokolicy spotkaliśmy turystów, który na szczycie oglądali wschód Słońca i właśnie schodzili. Dalej już marsz w słońcu, więc najpierw ciepło, ale gdzieś powyżej 1400 m trzeba było założyć kurtki, bo wiatr stał sie dokuczliwy. Takiej lodoszreni to już dawno nie widziałem. Miejscami w ogóle nie było śniegu, tylko goły, błyszczący lód... na szczęście w rakach szło się bardzo dobrze. Widoki z podejścia i ze szczytu bajkowe, Tatry wyraźne, z masą szczegółów, jak na wyciągnięcie ręki. Widoczne Niżne Tatry, Obie Fatry, Beskid Śląski... pięknie

Posiedzieliśmy na górze dobre 40 minut, pogadaliśmy z fajnymi ski-turowcami z Żywca. No a potem niemal bieg na Krowiarki (z przerwą na Sokolicy zajęło nam to godzinę). Wycieczka bardzo udana.
Żona tuż przed szczytem
Kieżmarski, Łomnica, Durny, Lodowy i reszta...
my na Diablaku
lodowisko
niemal jak góry na Alasce
10.III to dzień relaksowy dla mojej Żony, więc jakieś tam pierdołowate narty w Białce. Jednak po całym dniu okazało się że kolano spuchło mi bardziej, zamiast się regenerować

Pogoda tego dnia była jednak do kitu, sypał snieg, tak więc nic straconego, że nie poszliśmy w góry
11.III to ostatnia wycieczka, tym razem z naszym maleństwem do Kościeliskiej. W dolinie właściwie już wiosna. Wniosłem małą w nosidle do schroniska, a w dół ciągnąłem ją i mamę na sankach... niemal jak koń pociagowy...

Małej podobało się schronisko, chodziła po całej stołówce, generalnie wycieczka udana
Kominiarski
Wąwóz Kraków
Ja z córą
12.III. to dzień wyjazdu, ale rano jeszcze byliśmy godzinkę pozjeżdżać na Nosalu. Stwierdzam ze na zmrożone i wyratrakowane strome stoki należy brać czekan

jak mi się wypięła narta i po prostu usiadłem, to zjechałem na d... dobre 200 m zanim udało mi się zatrzymać, a i to tylko dlatego, że trafiłem na bardziej płaskie miejsce. A hamowałem całą powierzchnią drugiej narty, plecakiem i obiema nogami. Praktycznie bez rezultatu, wręcz się rozpędzałem. Potem śnieg nieco rozmiękł i było juz super. Szkoda że tak krótko
Uploaded with
ImageShack.us
Żonka na nartach, górna część Nosala
Generalnie wyjazd udany, głównie dzięki dziadkom, którzy zajmowali się maluchem. Dziecko jednak strasznie ogranicza górską działalność...