Ze względu na straszne wichury w sobotę wyjazd w Małą Fatrę przełożyłem na niedzielę. Celem wyprawy był Stoh na którym jeszcze nie byłem. Miałem zamiar zdobyć go 2 tyg wcześniej ale wolałem wyjść po raz drugi na Rozsutec

.
Z parkingu w Stefanovej wyruszyliśmy o 9.00. Śniegu bardzo mało ale przez piątkowe opady zrobiło się wszędzie strasznie ślisko.
To miejsce musieliśmy ominąć lasem.
Po ok. 1godz meldujemy się na przełęczy Medziholie.
Krótki odpoczynek i ruszamy w prawo na Stoh. Szlak prowadzi początkowo przez las dość stromo. Odcinek ten pokonujemy dość szybko. Las się kończy i ukazuje się nam piękny widok na Tatry.
Teraz zaczyna się dość mozolne podchodzenie na szczyt które się mi trochę dłuży. Dobrze, że widoki piękne dookoła. Po drodze mijamy fajne formy śnieżne utworzone na drzewach.
ten wyglądał jak jakiś obcy ;P
Po ok. 1godz w końcu docieramy na szczyt. Jesteśmy sami na szczycie. Niespotykana cisza i zero wiatru. Robimy parę minut odpoczynku na jedzenie i robienie fotek dla lansu

.
Niestety pora się zbierać bo jeszcze mamy kawałek do przejścia. Zaczynamy schodzić w stronę Stohowe Sedno. Zejście okazuje się zdeczka nie ciekawe bo jest sam lód i dość stromo. Po drodze mijamy Słowaka i współczujemy mu, że idzie od tej strony bo to istna golgota.
Na przełęczy zaczyna wiać dość mocno i robi się momentalnie zimno. Podchodzimy mozolnie na Południowy Groń.
Na Południowym Groniu sporo ludzi na skiturach. Mi korki wybiło jak zobaczyłem podchodzącą Słowaczkę w koszulce z krótkim rękawem!
Chwila odpoczynku i zaczynamy schodzić w stronie Gronia. Przypomina mi się to zejście jak parę lat temu schodziliśmy tędy jak szliśmy z Wielkiego Krywania i tak mnie bolały kolana, że musieliśmy zbiegać po tym wyciągu bo inaczej się nie dało.
Teraz postanawiamy zjechać tędy na duposlizgach zakupionych dzień wcześniej w Tesco

. Jednak jest jeden problem bo jest okropnie ślisko i nie da się za bardzo hamować. Ja jadę pierwszy. Normalnie śmierć w oczach. Słowacy patrzą na nas jak na wariatów

. W połowie drogi kumpel woła, że wjechał na jakiś kamień i pęknął mu dupozjazd. Okazuje się, że mój też pęknął ;P. Jakoś jednak docieramy na dół. Gacie całe mokre ale co z tego jak był niezły fun

.
Teraz czeka już nas nudne zejście przez las do Stefanovej.