Rok 2014 był takim wyjątkowym, aż żal, że minął. Jak tak się dzisiaj nad nim zastanowiłem, to w zasadzie pamiętam każdy jego dzień. Znaczy czuję, że żyję. I to najistotniejsza konkluzja. Przeżyłem, a nie było łatwo. Odkryłem, że można zasnąć w czasie marszu i że najważniejszą rzeczą jest wrócić. Niby oczywistość, ale do mnie dotarło dopiero w chwili kiedy utknąłem samotnie w stromym terenie i wisiałem tak kilka minut przerażony, bez pomysłu na wyjście z problemu. Jakoś się udało, ale priorytety pozmieniały mi się momentalnie.
Zawodowo wyszło świetnie. Podniosłem firmę z kolan, od jutra zatrudniam kolejne osoby. Dla mnie to ważne, bo komuś tam dzięki mnie będzie się lepiej żyło. W pracę poszło większość poweru, to i na pasję czasu brakło. Ale i tak było fajnie. Przeczochrałem trochę kosówek, poorientowałem się w nowych rejonach, opatrzyłem sobie trochę nowych ścieżek. Było sporo takich wyjść „zwiadowczych” badania terenu. To i grunt na 2015 jest przygotowany.
Było tak:
Najpierw w marcu Skrzyczne
Potem w maju Lubań
Czerwiec - Tatry
Wyjazd rodzinny
Czerwone Wierchy
Synaj w Egipcie
W sierpniu Jagnięcy Szczyt i okolice
Październik Łomnica - masakrycznie wiało...
I w listopadzie spełniłem sobie kolejne marzenie z dzieciństwa
Przepięknie było
Do zobaczenia !!!