Rok 2010 w górach był bardzo dla mnie udany, poznałem nowych towarzyszy, z którymi zdobywałem szczyty oraz zdobywałem doświadczenie na wyższym poziomie. Planów było dużo ale też dużo nie wyszło. A to co wyszło opisuje niżej.
Pierwszą wycieczkę udało się odbyć 7 stycznia ale z powodu mojej fatalnej formy zdobywamy tylko Karb. W tym dniu poznałem Marcina z którym to mogłem wyskoczyć tu i tam.
Kolejny wypad w Tatry był dość spontaniczny spowodowany małym błędem i nerwowym dniem poprzedzającym. W niezłych warunkach i przy pięknej pogodzie wyszedłem na Zadni Granat.
W lutym udało się jeszcze wyskoczyć z kolegą na Polane Stoły i do Wąwozu Kraków.
W marcu z Marcinem i Michałem przy pięknej pogodzie wchodzimy na Świnice
24 kwietnia był dniem w którym nasz cel nas pokonał. Być może był zbyt ambitny ale przynajmniej jakieś punkty doświadczenia przybyły. Jastrzębia Turnia wygrała.
Maj nie rozpieszczał finansowo i warunkami pogodowymi stąd też dopiero 29 maja udaje się gdzieś ruszyć. Przed tym wyjazdem postanawiam skończyć z "mustafą/abdulem/osamą"

Z nowo poznanym kolejnym towarzyszem Raffim79 oraz Grześkiem zdobywamy Baranie Rogi.
Dzięki Rafałowi kolejny cel nawet nie planowany przeze mnie stał się faktem. W liczbie 6 głów pada Staroleśny Szczyt oraz Rogata Turnia. Tym samym sezon letni rozpoczęty został od mocnego uderzenia.
Następny weekend przybywa kolejnych nowych znajomości i tak oto w 8 osób stajemy na szczycie Pośredniej Grani oraz Żółtego Szczytu. Kolejny cel o którym nie śniłem że będę miał okazje dotknąć w tym roku padł łupem ! Widoki ze szczytu doprowadzały do szaleństwa !
Dzień po wejściu na Pośrednią Grań następny w kolejce ustawił się Lodowy Szczyt. Pogoda niestety nie uszczęśliwiła nas podczas szczytowania robiąc psikusa i poprawiając się dopiero po zejściu.
Podczas kolejnego lipcowego wyjazdu w Tatry postanowiłem wyrównać rachunki z kwietnia. Jastrzębia Turnia poddała się od razu ale kosztowało mnie to sporo sił ze względu na dość dużo podejść i zejść.
Sierpień również okazał się owocny. Z Kiełbasą i Staszkiem obieramy za cel Jaworowy Szczyt i kontynuujemy go dalej do Małego Jaworowego. Na więcej niestety brakło czasu a były chęci aby iść dalej.
Trafiając na ładną pogodę postanawiam wejść na mało odwiedzany i bardzo ambitny cel, który nie dawał mi spokoju. W dobrym czasie i stylu zdobyłem Kaczy Szczyt ! Po tym wejściu poczułem się spełniony.
Na kolejny wypad zabrałem mame aby weszła na Rysy ale forma pozwoliła jej dojść tylko do Chaty pod Rysami. Gdy odpoczywała przy kawie ja udałem się na Wysoką. Pogoda mi trochę nie dopisała więc z widokami nie miałem szału.
Od zdobycia Wysokiej upłynęło trochę czasu. Dopiero pod koniec wrześnie udało się coś zrobić. Ale za to zdobycz zrekompensowała wszystko. Z Wrót Chałubińskiego udaliśmy się granią w kierunku Zadniego Mnicha i na nim też skończyliśmy.
Podczas kolejnego wyjazdu wchodzimy z Michałem na Niżnie Rysy skąd obserwujemy jak Rafał kolejny raz melduje się na Rysach.
W listopadzie przecieramy pierwsze śniegi i przy fantastycznej pogodzie upajamy się słońcem na Sławkowskim Szczycie.
Byłem jeszcze na Mniszku ale nie pamiętam kiedy a zdjęć brak oraz nad Czarnym Stawem Gąsienicowym skąd nas przegonił deszcz. Więcej nie udało mi się urobić pomimo długiej listy celów z prostych powodów - kiedy partnerzy mogli jechać to ja nie moglem.
Dziękuje szczególnie Rafałowi za wprowadzenie na wyższy poziom oraz pozostałym kompanom na „szlaku” – Marcinowi, Michałowi, Bogdanowi, Grześkowi, Sławkowi, Kubie, Łukaszowi oraz Staszkowi.
Mam nadzieje że przyszły rok będzie obfitował w więcej celów oraz celów z wyższej półki.