Witam moje robaczki, długo mnie nie było na forum. To wszystko było spowodowane tym ze nie posiadałem kompa oraz nie miałem dostępu do neta. Tak naprawdę wcale za wami nie tęskniłem no może troszkę hehe. Dopiero teraz mogę podzielić się z wami zdjęciami, a tak na marginesie powiem wam że razem z moją ukochaną zgubiliśmy się podczas strasznej burzy śnieżnej wracając do naszego pensjonatu w Karpaczu.
Był wieczór razem z misią postanowiliśmy udać się na spacer i kolację do Schroniska Samotnia była godzina ok. 18.00.
Spokojnym marszem szliśmy pod górę co chwilę się zatrzymując, delektowaliśmy się zimą powietrzem oraz przyrodą której nie było widać bo było już ciemno
W Schronisku misia zamówiła sobie żurek a ja pierogi ruskie, po kolacji ciepła herbatka z rumem.
Kiedy dotarliśmy do Świątyni Wang była godzina lekko po 23. Nikogo nie było uliczki były opustoszałe, cisza oraz delikatnie padający śnieg.
DZIEŃ 2 WYPRAWA NA ŚNIEŻKĘ 1602 m.n.p.m Dziś postanowiliśmy się oszczędzać i wjechaliśmy sobie wyciągiem pod Kopę.
Kiedy dojechaliśmy na górę pogoda już pokazała że jest silniejsza od człowieka. Mimo złej pogody kierowaliśmy się ku Śnieżce. Jak zwykle zdjęcia na szlaku.
Dotarliśmy pod Schronisko Dom Śląski pogoda coraz bardziej się psuła mimo tego ludzie szli w kierunku Śnieżki, chwilowy odpoczynek i ruszyliśmy. Już na samym podejściu wiedzieliśmy że nie jesteśmy dobrze przygotowani brakowało na gogli raków, widoczność zerowa tylko ułamkami sekund było widać turystów którzy uciekali w dół. Tych którzy szli na Śnieżkę można było policzyć na palcach jednej ręki, a pogoda jeszcze gorzej.
Weszliśmy na Śnieżce zamówiliśmy sobie ciepły posiłek,jedząc czekaliśmy na poprawę pogody której nie było.
Ciepła herbata w Schronisku Dom Śląski
Godzina była już późna burza śnieżna jaka była za oknami schroniska wcale nie przestawała sypać śniegiem i wiać wiatrem a my musieliśmy wracać do naszego pensjonatu. Ruszyliśmy w stronę Strzechy Akademickiej. W pewnym momencie z braku widoczności zorientowałem się że jesteśmy na niewłaściwym szlaku, pogoda była fatalna widoczność zerowa. Patrząc na mapę i kompas wiedziałem że wcale nie szliśmy do Strzechy Akademickiej, pytanie brzmiało gdzie idziemy. Idąc po palach wybitych w ziemię wiedziałem że gdzieś dojdziemy, w tych ciemnościach nawet nie widziałem jakiego koloru jest szlak na którym się aktualnie znajdujemy. Sytuacja w której się znaleźliśmy razem z misią dała nam kolejną nauczkę oboje się baliśmy ale nie poddawaliśmy się trzymając się mocno za ręce szliśmy dalej po wbitych palach. Ok. 2 godzin marszu w śnieżycy i widoczności zerowej gdzie miejscami śnieg mieliśmy po pas, moim oczom ukazało się w oddali blade światełko. Wiedziałem że zbliżamy się do schroniska tylko pytanie jakiego ? Podchodząc coraz bliżej zauważyłem człowieka który właśnie podjechał na skuterze śnieżnym, podszedłem wyciągając mapę zapytałem gdzie jesteśmy ? Okazało się że wylądowaliśmy po stronie Czeskiej a dokładnie Lucni Bouda. Później okazało się jeszcze że pan który podjechał skuterem jest ratownikiem Czeskim i właśnie wrócił z akcji ratowniczej w której brali udział polscy narciarze, do schroniska przywieźli ich prawie z hipotermią, 2 godziny czekali na pomoc
Cały koszt pobytu wyniósł na 200 zł ze śniadankiem rano, pokój mieliśmy tylko dla siebie z klimatyzacją. Po prostu lepiej nie mogliśmy trafić. Śniadanie rano było takie wypasione że na jedliśmy się za wszystkie czasy. Po śniadanku wyruszyliśmy do Karpacza, na pewno zadajecie sobie pytanie jaką pogodę mieliśmy rano hmmmm popatrzcie sami.
|