Trzeciego dnia padło na Hrubego, miał szczęscie bo w planie 2 raz w tym roku była Wysoka i znów wyszła lipa. W planach pobudka o 4.30, tyle tylko, ze o tej porze za oknem byla taka zadyma ze balem sie nawet wyjrzec. Noc, a centralnie jasno od blyskawic i kurna mega ulewa. Dupa ze spania, dupa z szybkiego wyjscia i hgw jak to bedzie u góry wygladalo po takiej ulewie. Takze o 9 meldujemy sie w Szczyrbskim i idziemy zoltym szlakiem. Pol drogi obcinam wierzcholek Szatana i zoomuje gdzie ja to sie tam drapalem w Czerwcu z Szataniej Przelaczki. Z tej strony wyglada na latwiej 'dostepny' i przede wszystkim droga krotsza. Po drodze szlakowy standard: zwierzyna, siostry zakonne, zator przy lancuchach, ktore przyciagaja chyba jak magnes bo ani jeden na tym szlaku nie wydawal sie potrzebny.
Walimy prosto na Furkot pod Bystrym Przechodem, z ktorego sie sypie jak cholera, i trawkami na szczyt. Droga od szlaku wydeptana jakby ktos tam pedzil stado koni, nie... koni to tabun chyba? Moze byc stado swin... Lotewer. Sporo ludzi tam chadza w kazdym razie.
Przejście granią na zwornik a potem na Hruby to prawdziwa frajda. Szczerze polecam jak to sie mowi? Dla 'wprawnych turystow'...Od polnocy fajny lufcik, przejscie na glowny wierzcholek nie dla lękowców wysokościowców, co objawilo sie u Konrada i nie mial ochoty sie tam juz pofatygowac

Hruby to brzmi dumnie, myslalem sobie. Zawsze podobala mi sie ta nazwa i widok od polnocy na caly mur gdy bylem pierwszy raz w Tatrach 5 lat temu...chadzajac po Czerwonych Wierchach.
Karujemy sie spowrotem szlakiem przez Sedlo (2300), ktore na mapach jest blednie oznaczane jako Bystry Przechod (2314), ktory w rzeczywistosci jest dalej na polnoc i jest kurka szeroki jak to...no przechod wlasnie a nie sedlo jakies. Powrot sie troche dluzyl, ale wypad mozna jedynie ocenic na duzy +
