DZIEŃ 3 => Kasprowy Wierch
Prognoza mniej więcej się sprawdza.Wyłazimy na busa do Kuźnic,a dalej na piechotke;w zeszłym roku się nie udało-miejmy nadzieje,ze tym razem nam się poszczęści.Na początku szlaku śnieg mokry,ale im wyżej tym w lepszym stanie jest...no i co cieszy mnie bardzo-jest go wiecej.Do Myślenickich Turni dochodzimy przed mapowym czasem.
Tak jak dotąd szłam w samym polarze tak dochodze do wniosku,że piździawka coraz większa,więc wypadałoby się jednak ubrać.Dreptamy sobie jeszcze kawałek przez las.Przed Suchą Czubą mijamy pierwszego napotkanego dziś człeka.Wkrótce dochodzimy do miejsca,gdzie rok temu zawróciłysmy-tym razem nie odpuszczamy...No nie powiem...raki by się przydały,gimnastykujemy się dość mocno wymachując kijkami,szlak totalnie nieprzetarty,ślisko jak cholera.Za trawersem Suchej Czuby nic nie lepiej-śnieg mocno zmrożony,zero traserów,szlak zawiany,tylko jak sie dokładniej przyjrzeć to widac ślady po narciarzach,które jednak tworza taka zamotana szachownicę,ze nie pomagaja ani troche...No,ale troche na wyczucie,troche na oko idziemy dalej.Słonko przygrzewa,ale wiatru raz nie ma wcale,ale jak już sie pojawia to totalnie z nienacka i z taka siła,że dosłownie przewraca...Jakimś dziwnym trafem troche sie za nisko znalazłyśmy,ze az pod wyciagiem narciarskim,ale jakoś zbytnio sie tym nie przejmujemy i dreptamy sobie dalej-tak samo jak z nienacka zlazłyśmy z tego szlaku tak samo z nienacka na niego wróciłyśmy-pod szczytem śnieg miejscami do... a miejscamu wywiany do tego stopnia,że kamloty przebijają.Czasowo wygladamy całkiem spoko-w momencie jak dochodzimy do szczytu spadła nam na głowy jakaś chmura pozbawiając widoków wszelakich...na szczeście długo nie zabawiła i poszła sobie gdzies tam w sobie tylko znanym kierunku...Na szczycie w tej całej piździawce,gdzie nie myślałam juz o niczym innym jak o jedzonku i ciepłej herbatce powitała nas arcyuprzejma obsługa mówiąc,ze skoro kolejka nie jeździ <przez ten wiatr> to oni wszystko zamykają i musimy opuścić obiekt...a z takiego wała myśle sobie w duchu-po czym na oczach zdegustowanych nieco panów ze stoickim spokojem zaczynam rozpakowywać konsumpcyjna zawartość plecaka
Drogę powrotną zaplanowałyśmy <chociaż to podobno był tylko mój plan> przez Dol.Gąsienicową,Murowaniec i Boczaniem do Kuźnic.No to zaczynamy pomykać sobie wzdłuż nartostrady.Widoki po prostu powalają na glebę...Po drodze mijamy 3 ambitnych zapaleńców,którzy pną się na Kasprowy-a właściwie pnie się tylko ten co ma kijki,bo pozostała 2 stosuje zasade 3 punktów podparcia,która i tak nie gwarantuje im posuwania się do przodu<bosssski widok-uśmiałam sie po pachy> Co chwile sesja zdjęciowa,słonko nawet fajnie przygrzewa tylko ten "wiaterek" w dalszym ciągu upierdliwy,ale im niżej tym go mniej,a pod koniec trasy jedynie oglądając sie za siebie widzimy jak tam wszystko sobie fruwa
No to jesteśmy prawie "na dole" Czuje coraz większy sentyment do Tatr w "wydaniu zimowym" Do Murowańca jeszcze tylko kawałeczek-tam planujemy obiadek-mniami...nie wiedziałam,ze mają tam pycha ryż z jabłkami i śmietaną
To był na maksa udany dzień-cel został osiągnięty,pogoda dopisała ;P ...oby jak najwięcej tak w pełni zrealizowanych planów
Jak wróciłyśmy na kwaterkę to za oknem było tak:
