Forum portalu turystyka-gorska.pl http://forum.turystyka-gorska.pl/ |
|
Nie ważne gdzie... ważne z kim :) http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?f=11&t=17068 |
Strona 39 z 39 |
Autor: | sprocket73 [ N maja 19, 2024 9:44 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Klub "Zdobywcy" ogłosił że będzie jajecznica na Jastrzębicy. Postanowiliśmy wziąć udział. Fajnie zjeść coś na ciepło. Podjechaliśmy do Przyłękowa i w górę. Mordercze wychodzenie stokiem narciarskim... katorga, ale ta jajecznica tak kusiła... Na górze impreza. Kupa luda i jeszcze kilka psów. Jajecznica na Jastrzębicy wygląda tak... Ale ogólnie widać, że twarze uśmiechnięte ![]() Piesy szaleją ![]() Na powrocie trochę towarzyszyliśmy Zdobywcom w drodze do Trzebini. A potem zeszliśmy do Przyłękowa, ale nie tam gdzie było auto. Więc wyszliśmy sobie na grzbiet z drogiej strony. Odwiedziliśmy miejsce kultu. Oraz Kiczorę. A potem już zeszliśmy do auta. Ogólnie miała być burzowa niedziela, a wyszła fajna impreza i jeszcze trochę połaziliśmy ![]() |
Autor: | sprocket73 [ So maja 25, 2024 9:18 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Miało być burzowo, więc od niechcenia wymyśliłem aby pojechać na Pogórze Wilamowickie do Polanki Wielkiej i się pokręcić po okolicy. W Polance był zaznaczony jakiś zespół pałacowo-parkowy. Akurat parkowaliśmy niedaleko, to stwierdziłem, że zobaczymy co to jest. Oczywiście zakaz wejścia, ale wchodzimy. Widziałem jakichś ludzi, więc z nastawieniem, że zaraz nas pogonią, żeby tylko cyknąć parę fot. Widok od frontu taki sobie. Od tyłu ciekawiej. Drzwi i okna pootwierane - wietrzą. Myślę sobie, a co mi szkodzi zapytać, czy można wejść do środka. Podchodzę do dwóch facetów siedzących przy stoliczku i popijających wódeczkę. Jeden zauważył mnie z opóźnieniem, jak byłem tuż obok. Odruchowo chwycił za flachę, żeby ją schować, ale szybko zdał sobie sprawę, że już za późno, położył więc tylko trochę dalej. Pytam, czy można wejść. "A wchodźcie, tylko niczego nie kradnijcie" ![]() Jesteśmy pod wrażeniem. Fajny budynek. W całkiem dobrym stanie. Fortepian trochę nie stroi. Zwiedzamy różne zakamarki. Wielkie sale i małe pomieszczenia. Jest trochę jak w muzeum, ale fajniej bo na dziko. Cygaro z Dominikany - ręcznie robione. Pofarciło nam się ![]() W Polance jest jeszcze zabytkowy drewniany kościół. Otwarty. Też można sobie pozwiedzać. Bardzo ładny. W jednej nawie jest nawet coś jakby mini-muzeum. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni, jakie ciekawe obiekty można spotkać w Polance Wielkiej. Idziemy coś pochodzić. Przy zabudowaniach na czereśni ciekawy strach na szpaki. A potem zapuszczamy się w pola. Bardzo ładna okolica. Tylko dużo strachów - tu pływający strach na stawie rybnym, pewnie ma odstraszać wodne ptactwo. Krajobrazy gorpodarczo-rolnicze. Kolejne stawy. Przez dłuższy czas była piękna pogoda, ale nadchodzą obiecywane burze. Sielanka kończy się. Utknęliśmy w rzepakowych polach. Zleje nas, czy nie zleje, oto jest pytanie ![]() Boćki ![]() Piękne lasy. Burze chodzą póki co bokami. Zator Energylandia - ależ to robi hałas na całą okolicę. Muzykę słychać z kilku kilometrów. Przechodząc przez Przeciszów odwiedzamy Urwisa. Na koniec jestem już pewny, że nas zleje... Okazało się, że znowu przeszło bokiem, tylko nas trochę pokropiło ![]() Tak zupełnie z niczego wyszła fajna wycieczka ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pn maja 27, 2024 11:06 am ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
W niedziele również miało być burzowo, ale nie na Jurze. Jedziemy do Smolenia. Parkujemy pod zamkiem. Ale go nie zwiedzamy, tylko ruszamy na północ w pola, gdzie jeszcze nigdy nie chodziliśmy. Bardzo tu fajnie, lekkie pagórki. Aż by się chciało, żeby zboża były już w wielu kolorach ![]() Bardzo mi się podobał ten dom. Dość prosty w swojej bryle, ale w kamiennym stylu, takim samym jak zabudowania obok i nawet ogrodzenie. Bardzo ładnie to do siebie pasowało. Następnie zdobywamy całkiem stromy i długi stok narciarski w Cisowej. Na górze robimy postój i nagle podjeżdża samochód terenowy. Właściciel się zaniepokoił. Jednak nie bije tylko tłumaczy, że widział nas na monitoringu, a już 2x w tym roku go okradziono. Łupem padły kamery, kable elektryczne. Dlatego teraz jest czujny. Jednak od razu zaznacza, że nie wyglądamy podejrzanie. Zagaduję o interes, czy jest tu wystarczający ruch. Wyciągi są 2, stok jest sztucznie naśnieżany i oświetlony. Przyjeżdża dużo ludzi ze Śląska, Krakowa, Częstochowy. Funkcjonują już 20 lat i jakby nie te ostatnie kradzieże, to byłoby super. Idziemy dalej polami, w kierunku naszego głównego celu - Zamek Udórz. Następnie lasami, miało być po szlakach, ale coś z tymi szlakami nie tak. Wyglądają na polikwidowane. Czasem na drzewie spotykamy stare oznaczenie, ale nawet kolor nie za bardzo się zgadza. A drogi zanikają. Szczęśliwie udaje się odnaleźć zamek. Nie oglądałem wcześniej zdjęć, więc spodziewaliśmy się, że może być to coś niepozornego i faktycznie tak było. To jest praktycznie wszystko co pozostało z tego zamku. Rozpoczynamy powrót, dalej naszymi nieistniejącymi szlakami. Pojawiły się fajne chmurki. Można bawić się polnymi kadrami. Czyżby już ołtarz na Boże Ciało? Przyjdzie burza, to nie będzie co zbierać ![]() W Kąpielach Wielkich nasz zlikwidowany szlak skręca w nieistniejącą drogę. Biorąc pod uwagę pewne trudności nawigacyjne okazuje się, że czasowo robi się trochę późno, a tu żar leje się z nieba (prawdziwe upały) i jeszcze trzeba iść pod górę zarośniętą drogą. Taki to wypoczynek weekendowy. Ukochana w kapelusiku patrzy tylko pod nogi i zajmuje się krytykowaniem przewodnika oraz ukradkiem wypija całą wspólną wodę, którą niosła (moją wypiliśmy razem wcześniej). Jesteśmy przy Skałach Zegarowych, ale nie ma czasu na eksplorowanie. Pędzimy do auta i przestawiamy godzinę zamówionego obiadu u teściowej. Miał być o 18, a wyszło o 19... dla niektórych jest to problem ![]() Burzowy weekend zaowocował 2 fajnymi wycieczkami. Zrobiło się lato, choć wciąż maj. Ciekawe, czy będą faktycznie takie upały, jak straszą. |
Autor: | sprocket73 [ Cz maja 30, 2024 3:37 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Dzisiaj to już miały być straszne burze. Na razie nie ma, ale kto wie, może jeszcze będą. W każdym razie przeszliśmy się na Gródek. W części dla nurków wypatrzyliśmy wielką rybę, miała chyba z metr długości i była czarna. Ludzi zatrzęsienie, ale spacer po kładkach zaliczony. Zlikwidowali schody, a głupie ludzie i tak chodzą narażając życie i zdrowie ratowników. Myśmy też oczywiście poszli ![]() Widoczki z góry. Tobi zaliczył jeszcze drzewo na powrocie. |
Autor: | sprocket73 [ Pn cze 03, 2024 1:26 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Jakiś czas temu zaczęły mi po głowie chodzić pomysły, żeby przejść dłuższą trasę, w celu sprawdzenia swoich możliwości. Taki test, czy jestem już stary? Przy okazji można przetestować Tobiego, który ma już 10 lat. Zwykle na wycieczkach nie przejmuję się dystansem do pokonania. Nie liczę km i przewyższeń. Są to dla mnie sprawy trzeciorzędne. Czasem trafi się jakiś Dusiołek, albo dłuższa trasa. Stąd wiem, że w górach nie wymiękam. Policzyłem, że ze 6x w życiu szedłem dystans ok 50 km, więc teraz robienie kolejnej 50-tki było mało atrakcyjne. Wymyśliłem więc takie kółeczko: https://mapa-turystyczna.pl/route/3gg3y 75 km, 3200 metrów przewyższeń - solidna trasa. Nie miałem pojęcia, czy dam radę, ale chciałem sprawdzić. Do sprawy podszedłem na poważnie, poprosiłem ekspertów na FB o cenne rady. Cytuj: Proszę o opinię osoby, które dużo chodzą z psami po górach. Przed wakacjami chciałem sprawdzić, czy mój psiak mimo zaawansowanego wieku (10 lat) poradzi sobie na dłuższych dystansach. Wymyśliłem takie kółko w Beskidzie Małym (75 km, 3200 metrów podejść). Ponieważ nie mamy żadnego doświadczenia w tak długich trasach zastanawiam się, czy brać dla niego wodę, albo czy posmarować czymś łapki? Ewentualnie na co jeszcze zwrócić uwagę? Spray na niedźwiedzie? O której godzinie powinienem zacząć wycieczkę, żeby zdążyć wrócić zanim się ściemni? Na Beskidomaniakach mój post został odrzucony, że niby jest szyderczy. Na mniejszej grupie Beskidy miałem więcej szczęścia i dostałem kilka cennych rad, np: żeby zabrać broń hukową na wilki i niedźwiedzie, torbę z Ikei do noszenia psa jak padnie.Uwzględniając prognozy wybrałem ostatnią niedzielę. Miało być chłodno, bez burz, z 50% szans na mały deszcz w okolicach 18. Wstałem o 2 nad ranem. Kilka minut przed 4 rozpocząłem wędrówkę. Było już szaro, więc bez czołówki. Najpierw 5 km przejście przez Andrychów i pobliskie miejscowości - takie dojście do gór. Szedłem czarnym szlakiem, którego nie znałem. Jest poprowadzony dość ciekawie, nie tylko drogami. Szybko zeszło. A potem najbardziej strome na całej wycieczce podejście pod Złotą Górkę. Miałem w sobie tyle mocy co Toyota GR Yaris. Wydawało mi się, że mógłbym wbiec, jakbym tylko chciał. Potem było już fajnie, szedłem grzbietem przez Porębski Groń, Trzonkę, odbiłem dodatkowo na Bukowski Groń, gdzie nawet wypatrzyłem limbę (na starych mapach była tam oznaczona "aleja Limbowa"). Na koniec bardzo sprawnie zszedłem do Porąbki i okazało się, że pierwsze 15 km zrobiłem w 3h. Bardzo optymistycznie to wyglądało. Jednak kiedy rozpocząłem drugie główne podejście, na Zasolnicę. Coś jakby mnie trochę odcięło. Poczułem głód, lekką niemoc w nogach. Postanowiłem zrobić krótką przerwę, coś zjeść. Potem siły wróciły, ale nie byłem już Yoyotą GR Yaris, tylko 182-konnym Fordem Focusem. Sprawnie podchodziłem pod górę, ale moce nie były już nieskończone. Zaliczyłem sobie dodatkowy szczyt, który szlak omija - Bujakowski Groń (na zdjęciu). Dalej szło szybko i sprawnie. Hrobacza Łąka, Gaiki, bonusowy szczyt Przegibek, przełęcz Przegibek, bonusowy szczyt Sokołówka (podejście na zdjęciu). Na Magurce Tobi pełen energii. Ja już coś w nogach czuję, jak zawsze po 30 km. Wypogodziło się, może nie będzie dzisiaj padać ![]() Najdłuższe zejście wycieczki, z Czupla do Czernichowa. Po drodze podszedłem jeszcze kawałek na bonusowy Rogacz. Rozpoczynając ostatnie z długich podejść, na Kościelec i Jaworzynę, nadszedł czas na kryzys. W nogach blisko 40 km, to już są dystanse, gdzie kończy się przyjemność. Dodatkowo zaczęło padać. A było ledwie po 13, deszcz miał być o 18. Reklamacja! Wycieczka dopiero w połowie. Przede mną podejście 500 metrów w pionie. Ciężko znaleźć pozytywy. Ale da się... pomyślałem o jesiennych kolorkach dla Dobromiła. Planowałem tu nabrać wody... i nabrałem. Takim dodatkowym założeniem wycieczki było, że nic nie kupuję po drodze i nie zaglądam do schronisk. Rozpadało się na dobre. Ulewny deszcz. Trochę próbowałem przeczekać pod drzewem, ale drzewo zaczęło przeciekać. Stwierdziłem, że OK, idę. 75 km w deszczu to będzie nawet większy sukces niż przy dobrej pogodzie. Niestety nie byłem już Fordem Focusem. Nadszedł etap, że stałem się Hyundaiem i30. Niby daje wszędzie radę, ale bez turbo już nie ma rewelacji. Nabieranie wysokości jest okupione sporym wysiłkiem. Tobi jakby trochę smutniejszy, czyżby oznaki zmęczenia? Odbicie od szlaku na Maleckie i Wlk. Cisową Grapę. Miałem tam iść, ale z powodu wysokich traw odpuściłem. Miałem jeszcze suche buty i nie chciałem, żeby mi przemokły. Mam nadzieję, że wybaczycie? Chwilę później widzę szlakowskaz, że do Leskowca mam 5:10, a to równo z zachodem słońca. To za późno. Przez ten deszcz straciłem dobry czas. Jeżeli chcę zrobić całą zaplanowaną trasę będzie trzeba powalczyć. Godziny mijają, walczymy. Mijamy przełęcz Kocierską, znowu deszcz się wzmaga. Niby mi już wszystko jedno, ale zawsze to lepiej być mniej mokrym niż bardziej mokrym. Szlakiem płyną strumienie - Tobi ma dużo wody. Potrójna. Jestem już totalnie przemoczony. Morale trochę siada. Ale już ponad 50 km za nami, już bliżej niż dalej. Wypogadza się. Solidnie idę dokładając kolejne kilometry i odliczam czas do Leskowca. Nadrabiam czasy tabliczkowe, chociaż coraz bardziej jestem już jak mój pierwszy samochód - Renault Clio (75KM). Jak jest pod górkę to zwalniam. Na Leskowcu pora na krótką przerwę na jedzenie. Poprawienie sznurowania w butach, bo coś zaczyna się dziać ze stopami. Jak po 10 minutach przerwy wstałem, to wydawało mi się, że nie jestem w stanie iść w ogóle. Trochę się przestraszyłem, ale po kilku krokach udało się rozchodzić, a po kilkunastu już szedłem. Skoro mogę chodzić, to pora na zdobycie bonusowego Gronia JPII. Ponad 60 km w nogach. Tobi wskakuje na pieńki, chce żeby mu rzucać patyczki. Odkąd przestało padać humor mu się poprawił, nie zdradza najmniejszych oznak zmęczenia. Ostatnia rzecz, której się bałem. Bardzo strome zejście z Gancarza. Chciałem tu być jeszcze przy świetle dziennym. I jestem. Schodzę powoli, uważnie. Nogi, stopy bolą jak diabli. Są jakieś takie nie moje, jakbym nie mógł na nich polegać do końca. Potem, dłużąca się droga zielonym szlakiem w kierunku Andrychowa. W całkowitych ciemnościach idę na Czuby i Kobylicę. Robię już czasy gorsze niż tabliczkowe, ale wiem, że dojdę. Najbardziej cierpię już w Andrychowie na ostatnich kilometrach, ale to zawsze tak jest, że końcówka asfaltem jest najtrudniejsza. O godz. 23:30, po 19 i pół godzinach intensywnego marszu docieram do auta. W drodze powrotnej walczę, żeby nie zasnąć. Na szczęście mam tylko godzinkę jazdy. Wracam żywy ![]() Jestem z siebie całkiem dumny. Na drugi dzień samopoczucie całkiem dobre. Trochę czuję mięśnie nóg, ale minimalnie. Na stopie tylko jeden bąbel. Poduszki ciut pieką, to przez 25 km w mokrych butach. Z Tobim również wszystko OK ![]() Jednak wycieczki tego typu nie staną się ulubionymi. Na ten moment nie sądzę, żebym kiedykolwiek chciał to powtórzyć. |
Autor: | Rambubu [ Pn cze 03, 2024 5:28 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Super sprawdzian, gratulacje ![]() Mogłeś zrobić z tego odrębną relację, żeby nie zginęła w gąszczu pomniejszych wycieczek, często jednak o "trochę" lżejszym kalibrze gatunkowym. No i można byłoby od razu podrzucić linka niedowiarkom z grup fejsbukowych ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pn cze 03, 2024 5:45 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Rambubu napisał(a): Super sprawdzian, gratulacje Dla tych co biegają po górach może i dystans budziłby uznanie, ale już na pewno nie czas ![]() Rambubu napisał(a): Mogłeś zrobić z tego odrębną relację, żeby nie zginęła w gąszczu pomniejszych wycieczek Skromność nie pozwoliła ![]() ![]() Rambubu napisał(a): No i można byłoby od razu podrzucić linka niedowiarkom z grup fejsbukowych Ale ja na FB tylko troluję ![]() ![]() |
Autor: | Pancernik [ Wt cze 04, 2024 8:41 am ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Pisałeś, że było ciężko. Ja prdl, ja w ubiegłym roku zrobiłem w upale 30 km w Górach Świętokrzyskich i miałem dość. Z drugiej strony, gdybyś jednak posłuchał eksperckich porad i wziął ze sobą torbę z Ikei, może byłoby nieco łatwiej...? ![]() |
Autor: | anke [ Wt cze 04, 2024 6:40 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
75 km, konkretna trasa, gratulacje! Niedawno pobiłam (przypadkiem) własny dzienny rekord i do Twojego brakuje mi 47 km ![]() sprocket73 napisał(a): zawsze tak jest, że końcówka asfaltem jest najtrudniejsza. Kefir też o tym pisze w swoim ostatnim poście. Tak właśnie jest. Parę dni temu siedziałam i popłakiwałam w zakurzonym przydrożnym rowie, szłam asfaltem ostatnie 5 km z mojej 130-kilometrowej trasy, upał, droga nie chciała się skończyć, masakra, pewnie marnie przebierałam nogami, bo zatrzymał się przy mnie kierowca...
|
Autor: | WILCZYCA [ So cze 08, 2024 1:19 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
No nieźle jak na 3 watahy wilków w okolicy i jednego niedźwiedzia (czytałam Twój post i odpowiedzi ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pn cze 10, 2024 2:35 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Rok temu zrobiłem kolegom z pracy wycieczkę w Beskid Śląski z dofinansowaniem z zakładu pracy. W tym roku ponownie pojawiło się oddolne parcie na taką aktywność. Jednak kierownictwo miało trochę inną wizję wydawania firmowych pieniędzy i skończyło się na tym, że pojechaliśmy sobie całkowicie prywatnie i bez kierownictwa. Było nas równo 10 osób (w tym kobieta i pies). Zaproponowałem Beskid Mały i Chatkę na Potrójnej. Wymyśliłem też ciekawą autorską trasę w kilku wariantach do wyboru, ale kolega, z którym jechałem autem powiedział, żeby nie robić żadnych głosowań, tylko wziąć wariant najdłuższy, nazwać go najkrótszym i idziemy. Pomysł dobry i logiczny, dałem się przekonać. Spotykamy się w Rzykach na parkingu i idziemy bezszlakowo do chatki. Podejście jest długie i strome. Dajemy radę, humory dopisują. Nie zapominamy o odpowiednim nawódnieniu na podejściu. Docieramy na kwaterę. Zajmujemy apartamenty. Jakieś piwko... Ale nie ma obijania, wszyscy rwą się na górską przygodę i ruszamy. Zdobywamy Zbójeckie Okno. Zaskakuje mnie entuzjazm grupy. Proponuję więc Łamaną Skałę, którą ominąłem podczas mojej wędrówki z zeszłego tygodnia. Entuzjazm grupy wciąż narasta. Tu takie ujęcie na prawie całą ekipę. Następnie niebieskim szlakiem schodzimy na południową stronę BM w kierunku Koconia. Potem trochę bezszlakowych odcinków, których wcześniej nie znałem, więc i dla mnie była lekka niewiadoma, ale idealnie wyszło. Rozpoczynamy główną atrakcję wycieczki, wchodzimy w wąwóz potoku Dusica. Byłem pewny, że będą mnie chcieli pokroić za taki teren, ale o dziwo entuzjazm wciąż narastał. A tam się kawałek idzie, jednak żadnych strat. Nikt się nie poobijał - cud. A jak widać, teren wymagający. Oczarowani pięknem wodospadu, cyknęliśmy fotkę grupową. Potem podeszliśmy do Groty Komonieckiego. Co za emocje, można było ochłonąć. Byłem pewny, że po tym wszystkim, na powrotnej ścienia płaczu do Anuli, będą na mnie pomstować, ale znowu się myliłem. Nawet lekki wyścig się wywiązał i weszliśmy bardzo raźnym krokiem. Kluczem do sukcesu jest chyba odpowiednie nawodnienie. Tobi niezmiennie wzbudza podziw. Z wycieczki wróciliśmy wcześniej niż zakładałem. Można było jeszcze podejść na szczyt Potrójnej z piwkiem i porozkoszować się końcówką dnia. A potem zrobiliśmy sobie kiełbaskę na obiadokolację. Po lewej obiad, po prawej kolacja. Później był wieczór poezji śpiewanej, nie ma o czym pisać ![]() W nocy przechodziły burze i ulewne deszcze. Poranek trochę ciężki. Mieliśmy super organizację, każdy miał swoja rolę i jak tylko wstałem dostałem kawkę. Była tak dobra, że zamówiłem nawet drugą, chociaż normalnie kawy nie pijam. A potem jajecznica na śniadanko. Lepiej niż w 5-gwiazdkowym hotelu. Jeżeli chodzi o plany na niedzielę, jako przewodnik byłem gotów zaspokoić każde żądanie. Grupa zdecydowała się zejść na parking. Poprowadziłem czarnym szlakiem. Zejście spokojne, bez przygód. Wyszło na to, że w południe wyjazd się zakończył. Dla mnie to trochę mało, a że pogoda była dobra, to postanowiłem jeszcze iść na małą wycieczkę. Podjechałem na Kocierską i bezszlakowo poszedłem na Kucówki, a potem Łysinę. Szedłem spokojnie, nabierając sił z każdym kolejnym kilometrem. Takie dziwne zjawisko, przeciwieństwo normalnych wycieczek ![]() Pisząc zupełnie na poważnie, zaskoczyli mnie koledzy z pracy swoją turystyczną postawą. Pokazałem im góry trochę tak, jak ja je widzę i myślałem, że tylko mnie się będzie podobało. Chociaż, czy naprawdę się podobało, okaże się za rok. Być może pomysł górskiego wyjazdu już nigdy więcej nie padnie ![]() |
Autor: | sprocket73 [ N cze 16, 2024 11:52 am ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
W ten weekend miało nie być wycieczek, po południu impreza, ale kiedy wstałem nie mogłem się opanować. Stwierdziłem, że podjadę w najbliższą okolicę, do Pogorzyc koło Chrzanowa i tam się pokręcę, choć nic ciekawego tam nie ma ![]() Parkuję w centrum, wysiadam... kwitną lipy, intensywnie pachnąc. Parę kroków i jestem na granicy łąk i lasu. Teren całkowicie płaski, ale w lesie są pozaznaczane jakieś wąwozy. Aż ciężko uwierzyć, ale to prawda, wystarczy odbić paredziesiąt metrów i dzikość na całego. Tobi miał wyzwanie. Kawałek dalej czynny kamieniołom. Trochę pozalewany wodą. Zwiedzamy. Tobi pływa... Wracamy w las do innych wąwozów. Te są dla odmiany zielone i trawiaste. Bardzo mi się podobają, tak sielankowo tu jest. Zdobywamy górkę z widokiem na Chrzanów. Widok na strzelnicę. Znowu jakieś fajne łączki. Kolorki już się robią letnie ![]() Wędkarskie stawy kaskadowe. Też ładne miejsce. Tobi musiał się tu przełamać, aby dojść do końca. Bał się dudniących odgłosów wody w środku. Na koniec idziemy kolejnym dzikim wąwozem i widzę, że z jego zbocza obserwuje nas lis. No to wdrapujemy się aby złożyć wizytę. Lis jednak nie chciał się zapoznać z Tobim. Ale za to przy zejściu się poślizgnąłem i zjechałem na sam dół masakrycznie się brudząc i trochę obijając. Taka to była ciekawa wycieczka ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Pn cze 17, 2024 10:10 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
W poniedziałek po pracy pojechałem na małą wycieczkę do Bukowna, bo dzień długi, a pogoda zachęcająca. Celem miało być dotarcie do źródeł Sztoły. Zaczęło się od drogi leśnej. Następnie odnalazłem Sztołę. Byłem zdziwiony jaka ona tutaj mała, ale to tylko w tym miejscu. Kawałek dalej dużo poważniej się prezentowała. Dolina Sztoły jest szeroka, o stromych zboczach. Raczej nie powinno się nią chodzić. Czasem lepiej iść rzeką ![]() A czasem po pieńku. Muszę dużo chaszczować, żeby mnie Adrian nie prześcignął w mojej specjalności ![]() Jest i główne źródło, nawet z tablicą informacyjną. Powyżej żródła rzeka ma charakter okresowy, ale teraz była woda. Stwierdziłem więc, że trzeba kontynuować. Wyżej zamieniło się to w takie rozlewisko. Dość nietypowe, bo o twardym piaszczystym dnie. Jeszcze wyżej było już bez wody, ale wciąż klimatycznie. W końcu dolina się skończyła. Postanowiłem wrócić już normalnymi drogami. Tereny piaszczyste. Stawy w Bukownie. Żabka, która robiła naprawdę sporo hałasu. Powrót do auta równo z zachodem. Ponad 4 godziny chodzenia, 2x20 minut dojazd. Chaszczowanie premium. Super sprawa ![]() |
Autor: | sprocket73 [ Cz cze 20, 2024 12:31 pm ] |
Tytuł: | Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :) |
Pora na trochę świeżości. Byłem w górach, ale nie wiem w jakich. Jako odkrywca roboczo nazwałem je sobie Beskidem Orawskim. I teraz tak... Oravské Beskydy to słowacka nazwa Beskidu Żywieckiego. Jednak miejsce gdzie chodziłem jest bardziej na południe. Można byłoby próbować je podciągnąć pod Magurę Orawską, ale jednak byłem bardziej na północ. Granicę przekroczyłem w Korbielowie. Rozpocząłem w miejscowości Klin. Poranne słońce ładnie oświetlało okolicę. Widok na Magurę Orawską. Charakterystyczna Magurka z wieżą, a po prawej Budín, gdzie byłem niedawno. Z drugiej strony Babia Góra i pięknie położony dom z dala od innych zabudowań, co na słowacki rzadko się zdarza. Przede mną pagórek z krzyżem, który widać z drogi, jak się wraca przez Korbielów. Po podejściu bliżej okazuje się, że to co widać to nie krzyż, tylko figura Jezusa, nawiązująca to tego słynnego z Rio de Janeiro. Co się tu wyczynia trudno ogarnąć. Jednym może się bardzo podobać, innych może przerażać. Na pewno jest bardzo zadbane, dużo wypielęgnowanych kwiatów, krzewów i drzewek. Piękne widoki. Co ciekawe można sobie nabyć pamiątki (widokówki, magnesy) w samoobsługowym sklepiku, samemu biorąc towar i zostawiając pieniądze. Takie zaufanie do ludzi wciąż mnie lekko szokuje. Z drugiej strony religijny kicz do kwadratu. Mnie najbardziej podobała się wiatka na stare bezwartościowe "obrazy" o tematyce religijnej jakie ludzie mieli w domach w czasach naszych babć. Teraz nikt już raczej czegoś takiego nie wyeksponuje, a na śmietnik też nie wypada wyrzucić. Tutaj sobie tworzą oryginalną ekspozycję. Pora ruszać dalej. Niby jest tu szlak, ale od razu widać ilu turystów nim chodzi. A tereny są bardzo przyjemne. Dużo otwartych przestrzeni. Są też odcinki leśne, ale w mniejszości. Porzucam szlak i kręcę jakieś kółeczko. Widok na Pilsko (z prawej) i Mechy. Nienazwany pagórek z krzyżem nad miejscowością Oravské Veselé Widok wstecz na Babią. Kolorki letnie, trawy falują na wietrze mam nawet skojarzenia z morzem. Najbardziej podoba mi się to, że przeważnie w zasięgu wzroku nie ma żadnych ludzkich siedzib. Schodzimy w dolinę. Nie wspominałem o tym wcześniej, ale był to pierwszy naprawdę upalny dzień w tym roku. Organizm jeszcze nie przyzwyczajony. Nawet psi organizm wygląda na przegrzany i wymaga chłodzenia. Rozpoczynamy podejście powrotne pod najwyższą górkę wycieczki - Grebáčovka (933). Wędrówka grzbietem. Nie ma nawet ścieżki. Znowu same góry jak okiem sięgnąć. Pojawiły się lekkie obawy, czy nie będzie zbyt trudnego chaszczowania, ale nie było aż tak źle na odcinkach leśnych. I znowu łąki, stado owiec w oddali. Łąki, pola i ogromne przestrzenie. A do tego fajne drogi. Oraz interesujące widoki na boki. Widać już koniec wycieczki. W oddali spora fabryka, którą mija się w drodze do Namiestowa. Za nią Jezioro Orawskie. A za jeziorem pagórek Uhlisko, na którym byliśmy kiedyś z Sebastianem. I taka to była wycieczka w całkowicie nieznane tereny. Lubię Słowację. Nawet tam, gdzie nie ma nic ciekawego, jest ciekawie ![]() |
Strona 39 z 39 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group http://www.phpbb.com/ |