Mięgusze od dawna chodziły mi po głowie, zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie, żeby się tam wybrać. Tym razem podjąłem "męską" decyzję i mimo zachmurzonego nieba nad Krakowem wsiadłem w Transfreja do Zakopanego. Decyzja była dobra bo już na wysokości Rabki pojawiło się słońce...
16 czerwca, godz 15 jestem na Łysej Polanie i zmagam się z tłumem turystów idąc pod prąd w stronę Morskiego. Nad Morskim już w miarę pusto i spokojnie, w schronisku szukam chętnych na wyjście na Czarnego Mięgusza ale wszyscy mają już raczej swoje plany więc zostaję sam. Pod wieczór całkiem ładny zachód słońca nad Rysami i okolicą dodał mi ochoty do jutrzejszego wyjścia w góry:
Po krótkiej nocy o 5 rano byłem już na szlaku. Przywitało mnie piękne błękitne niebo i wspaniały majestat Mięguszowieckich Szczytów oraz Mnicha. Parę fotek i w drogę
Szlak o tej godzinie prawie pusty, Postanowiłem pójść trasą na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem a stamtąd dopiero "atakować" okoliczne szczyty. Szlak na Kazalnicę okazał się całkiem ciekawy (pierwszy raz tam szedłem) i przede wszystkim mało uczęszczany, co w Tatrach nieczęsto się zdarza. Trochę po głazach, kilka klamer w skale i jestem na Kazalnicy. Tu trochę się zagapiłem i całkiem niepotrzebnie potknąłem się o wystający kamień bo jak się okazało 2 metry obok siedział sobie świstak. No ale jak narobiłem tyle hałasu to trudno oczekiwać żeby zwierzę zechciało dalej posiedzieć w moim towarzystwie..
Na Kazalnicy wyrobiłem już sobie plan wejścia na Czarny. Znalazłem niewielkie pole śnieżne w mało wyraźnym żlebie po lewej stronie masywu. Podszedłem jeszcze jakieś 50m w górę i można było w końcu zejść ze szlaku. Początkowo trasa jest prosta, idzie się tym żlebem, który skręca delikatnie w stronę prawo czyli w kierunku szczytu. Kłopoty pojawiają się dopiero gdzieś w połowie podejścia - żleb znika, pojawiają się trawki, słabo trzymające się kamienie no i robi się całkiem stromo. Szczerze mówiąc nieciekawie się tam czułem ale cel był coraz bliżej więc dodawało mi to odwagi. Pod koniec zaczęły w końcu pojawiać się trochę większe i trzymające się podłoża głazy. Szkoda, że w żaden sposób trasa ta nie jest oznaczona (np kopczykami) bo jak ktoś ma słabszą orientację w terenie to można się miejscami trochę pogubić. Pod szczytem zrobiłem dwa małe trawersy i fajną rynną skalną wszedłem nieoczekiwanie na głowny wierzchołek Czarnego:) fantastycznie!
Teraz trzeba zejść... całe szczęście coś mnie podkusiło żeby zaglądnąć na słowacką stronę. Okazuje się, że prowadzi tu całkiem wyraźna ścieżka, a przy okazji nachylenie po południowej stronie jest dużo mniejsze. Ścieżka jak się okazało doprowadziła mnie szybciutko na Przełęcz pod Chłopkiem. Reasumując: wejście od Kazalnicy na Czarny północną ścianą jest dosyć ryzykowne i nie polecam jeśli nie czujecie się w miare pewnie na niepewnym gruncie. Kamienie wszędzie mają tendencję do odrywania się, jest stromo, trawki słabo związane no i trzeba samemu szukać wejścia bo nie ma kopczyków. Polecam natomiast wejście od słowackiej strony - szybkie i stosunkowo bezpieczne.
Na Przełęczy byłem gdzieś około 10-tej więc stwierdziłem, że coś jeszcze trzeba "zrobić". Upatrzyłem sobie jakąś ścierzynkę, które (znów po słowackiej stronie grani) wiodła gdzieś w stronę Pośredniego i Wielkiego. Dałem ponieść się i poszedłem w ciemno tą ścieżką. Przeżycia super. Trasa ładnie oznaczona kopczykami wymaga sporej sprawności fizycznej dając przy tym niemało wrażeń. Trasa ta trawersuje od południa grań Pośredniego i wyprowadza w pobliże przełęczy między Pośrednim a Wielkim. Niestety aparat mi się rozładował i nie mogłem upamiętnić tego miejsca. Trochę byłem rozczarowany bo myślałem że może wejdę tą ścieżką na Pośredniego ale szczyt ten jest konkretny z każdej strony i ostatnie 50m jest litą skałą więc nie dziwię się, że Słowacy zrezygnowali z poprowadzenia trasy na wierzchołek. No ale ja postanowiłem nie odpuścić:) Bezpośrednio pod wierzchołkiem Pośredniego (od słowackiej strony) widać wyraźną rynnę skalną prowadzącą prawie na sam szczyt. Postanowiłem tam uderzyć. Przydały się triki i chwyty z robionego parę lat temu kursu wspinaczkowego, po około 30-40m wspinaczce po litej skale udało mi się stanąć na najwyższym punkcie:) Serducho waliło mi jak szalone - raz z wysiłku ale chyba bardziej z emocji i adrenaliny, której solidną dawkę sobie zaaplikowałem. Zejście było również nie lada wyzwaniem ale powoli metr po metrze wszystko da się zrobić.
Na Przełęczy jeden człowiek. Trochę byłem zestrachany że może ktoś ze strażników mnie wypatrzył i czeka tylko teraz żeby mnie ukarać za zejścia ze szlaku. Tymczasem na przełęczy spotkałem Kasię - znajomą poznaną kiedyś w Tatrach. Jej chłopak właśnie atakował Czarnego a ona czekała sobie spokojnie na Przełeczy. Miłe spotkanie, miłe wspomnienia (z Adamem zjeżdzaliśmy na 4 literach w lutym z Koziego do samej Doliny 5-ciu Stawów...) no i w końcu mogłem się doczekać siebie na zdjęciu:)
Po zejściu w miłym towarzystwie zjedliśmy jeszcze porządny obiadek na Krupówkach i można było wracać do Krakowa. Wypad udał się rewelacyjnie, emocje były, widoki super i satysfakcja niemała. Jakby ktoś chciał tam iśc i potzrbował dodatkowych informacji chętnie służe pomocą.