Część II - Droga bez powrotuRozpoczynamy przejście granią Pośredni Wierszyk. Mamy już sporą wysokość, do celu, czyli Koprowego Wierchu pozostało 2,5 km. Nie ma presji czasu, mogę to iść nawet 5 godzin, wciąż jest zapas. Początkowo jest trochę przejścia przez niewysokie kosówki. Dla człowieka łatwa sprawa. Dla pieska gorzej, bo nóżki jednak krótkie...
Czy to jest znęcanie? Moim zdaniem nie - mina zadowolona
Jest cudnie! Liptowskie Kopy za plecami wydają się idealnym miejscem na spacerek z pieskiem.
Grań Hrubego jeszcze piękniejsza, ale można tylko popatrzeć. Zresztą na Hrubym Tobi był
A nasza grań wygląda tak. Ciekawie, ale bez większych trudności.
Widoczek na Ciemnosmreczyńskie Stawy.
Pierwsza trudniejsza turniczka, którą postanawiamy obejść bokiem.
Obchodzenie to czysta przyjemność.
Turniczkę zdobywamy od tyłu i podziwiamy raz jeszcze Mur Hrubego.
Dalej już nie jest tak prosto iść Pośrednim Wierszykiem.
Znowu robimy obejście bokiem.
A potem wracamy na grań.
Tylko po to, aby stwierdzić, że znowu jest trudno. No nic, trzeba chyba nastawić się na większe trudności i jakoś atakować granią.
Początkowo się udaje.
Choć jest trochę "zabawy".
Jednak dalej nie puszcza, więc postanawiamy ponownie obejść bokiem. Tym razem straciliśmy sporo wysokości. Próbowałem 2x wyjść ze żlebu i przebić się na drugą stronę, ale kiedy zaglądałem za krawędź, nie było szans zejścia tam, więc opuszczaliśmy się coraz niżej i niżej. Stres ogromny.
W końcu za trzecią próbą się udało - tą "przełączką", którą widać na wprost.
Czeka nas jeszcze taki żlebik. Trudności są maksymalne jakie możemy pokonać.
Pora wrócić na grań i odrobić wysokość. W żyłach płynie już czysta adrenalina. Organizm zaczyna słabnąć, jeden nieprecyzyjny krok, noga ujechała i potłukłem kolano, łokieć i dłoń. Najpierw nie czułem bólu, dopiero po kilkunastu sekundach jakieś bodźce dotarły do mózgu.
Trzeba przystopować i odpocząć. Przecież nie ma presji czasu, po co tak gnać.
Poza tym, jak tu pięknie! Od lewej: Hlińska Turnia (2330 m), Szczyrbski Szczyt (2381 m), Hruby Wierch (2428 m) a z tyłu wystaje Wielkie Solisko (2413 m). Mam nadzieję, że się nie pomyliłem z nazewnictwem.
Koniec odpoczynku, nie jesteśmy tu dla przyjemności. Wracamy na grań. Tobi przodem.
Wróciliśmy tylko po to, żeby się przekonać, że trudności są coraz większe.
No nic, trzeba iść granią, obchodzenie już się nie sprawdza.
Pierwszą turniczkę udało się powoli pokonać.
Następna wydaje się jeszcze gorsza.
Ale tutaj da się chyba obejść, więc korzystamy z tej możliwości. Prawdę mówiąc miałem już nawet chwilę zwątpienia i korciło mnie zejść w dół.
Ale Tobi bardzo chciał wrócić na grań. Parł do góry, a ja za nim.
Jesteśmy ponownie na grani. Mamy już sporą wysokość. Czy na końcu to Koprowy?
Padam z głodu. Pora na przerwę obiadową i spokojne przemyślenie sytuacji. To co było widać to raczej nie jest Koprowy, bo byliby jacyś ludzie, więc trzeba założyć, że Koprowy jest jeszcze dalej. Już 5 godzin idę Pośrednim Wierszykiem i ciężko oszacować ile jeszcze zostało. Dystans na pewno nie wielki, ale ile to zajmie i czy w ogóle jest do zrobienia dla nas? Powrót po śladach raczej nie wchodzi w grę. Zejście w dół wygląda na możliwe do ogarnięcia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że najgorsze są żleby, których z tej pozycji nie widzę. Ale zejście to chyba najlepszy pomysł oceniając szanse na przeżycie.
Jednak Tobi patrzył się w kierunku Koprowego i wyglądało, że tak łatwo nie odpuści...
C.D.N.