
Cisza nad Morskim Okiem
Pogoda na piątek – jest. Urlop – jest.
Wyjechaliśmy przed 4 rano, ale na Palenicy i tak nie ominęła nas żadna opłata:)
Tym razem plan na góry mamy trochę inny niż zwykle, Ewa idzie z Norbertem, a ja solo i na szybko gdzie chcę.
Ostatni raz sam po Tatrach chodziłem ponad 10 lat temu, do tego w ostatnim czasie wycieczki też były raczej lajtowe, więc szukałem czegoś widokowego i łatwego technicznie i topograficznie. Zaciągnąłem języka na temat Niżnych Rysów i z każdej strony słyszałem, że luz, a że od zawsze podobały mi się w morskoocznej panoramie to wybór był właściwie przesądzony.

Ewa z Norbertem mieli towarzystwo na szlaku

Niżne Rysy znad Morskiego Oka wyglądają super
Szybkim krokiem dochodzę do Moka, niestety zamknięte, więc od razu lecę dalej. Spowalnia mnie dopiero lód przed Czarnym Stawem pod Rysami, ale obyło się jeszcze bez raków. Gdy przeszedłem na drugą stronę było trzeba się już dozbroić i niestety zorientowałem się, że La Sportivy mają mniejszy rozmiar niż North Face, przez co musiałem trochę pokombinować z odpowiednim dopasowaniem. Przy okazji z kilkoma innymi osobami wypatrywaliśmy lawin z Mięguszy. Co chwilę było słychać taki jakby strzał i lecący rumosz. Patrzymy po żlebach, a tam spokój. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że to kawałek lodu co jakiś czas spadał ściekiem i rozbijał się na drobniejsze kawałki, a komin tworzył pogłos na całą dolinę. Skoro już nic mnie nie zatrzymuje wracam do męczącego posuwania się do góry. Powyprzedzałem wszystkich w zasięgu wzroku, a dochodząc do Buli nikogo nie miałem już nawet w zasięgu wzroku. Jeszcze kilkaset metrów i zaczynam odbijać w lewo w stronę widocznego celu. Słońce operuje intensywnie i chcę zdążyć na szczyt zanim beton zmieni się w breje. Jedyne towarzystwo to wróble latające w okolicy… co one tutaj robią?

Ostrze Żabiego Konia
Wymęczony docieram w końcu na przełęcz i muszę wrócić po swoją szczękę bo zaliczyła intensywny opad po tym co zobaczyłem. Od Bielskich przez Wysokie do Zachodnich, a centralnie przede mną najsłynniejsze tatrzańskie urwisko – Galeria Gankowa. Jeszcze tylko kawałeczek po wygodnych głazach i już jestem na szczycie. Miejsca sporo, namiot spokojnie się zmieści, widoki jak już pisałem – po prostu kapitalne. Od parkingu do szczytu 4,5 godziny, więc czasowo nawet nie najgorzej.



Link do panoramy ze szczytu:
https://summitate.files.wordpress.com/2020/05/dsc04923_stitch_fotor.jpg
Selfiaczek na tle 4 z 14
Po krótkim odpoczynku pora rozpocząć drogę powrotną. Na szczycie byłem sam, a po drodze spotkałem jedną dwójkę zdążającą na górę, jakaś druga ekipa chyba od strony słowackiej weszła, więc miałem tą rzadką przyjemność pobyć na wierzchołku samemu. Pod Bulą zabieram ze sobą pokrzywiony termos (rano go nie było) ktoś nieudolnie się z nim siłował i pokonany wyrzucił. Jakoś doniosłem go do najbliższego kosza…

Zejście do parkingu mija mi w towarzystwie słuchania i podziwiania górskich ewenementów. Przy okazji spotykam jeszcze rodzinę (mały jest ten świat:) ).
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/