Pogodę trzeba wykorzystać! A że okno znowu się otwierało na weekned, to planowaliśmy kontynuować wschodnio-tyrolską dobrą passę. Plany przygotowane, tracki wgrane, nocleg wybrany, godzina wyjazdu klepnięta. Nawet miało przypruszyć - więc super. Puszek na utwardzonym - no bajka. Ale Dzień wyjazdu - niespodzianka - zamiast 15cm jest 40, zamiast 2 jest trójka lawinowa, no i wiatr.
Trzeba zmienić plany. Na zachodzie nie padało, lub padało niewiele. Dobra, Stubai. Winterraum. Ale czy otwarty? Mail, telefon, internet - mamy to: 3 dni, 3 trasy, winterraum otwarty, ale dla pewności podjedziemy do gospodarza po AV-klucz. I jeszcze te sanki - ale to potem.
Wyjechaliśmy prawie o czasie, 8.5h jazdy, klucz odebrany i winterraum zapłacony z góry. Na hasło "aus Polen" dostaliśmy nawet spory rabat

22:00 ruszamy w górę.
Sulzenautal odchodzi od doliny Stubaital tuż przed wyciągowym jarmakiem na lewo. Na wysokości 2191m znajduje się Schronisko Sulzenauhutte, o tej porze zamknięte. Schronisko dysponuje sporym winterraumem na 16 osób, piecem i tzw. wyposażeniem (koce, naczynia) i opał - o ile się nie skończy. Jak się skończy, to es tut mir leid:) Kibelek typu dziura z otchłanią jest w środku (osobne pomieszczenie:))
Idziemy, mamy jakieś 800m przewyższenia. Jako środek transportu postanowiliśmy zastosować sanki - po raz pierwszy. Wór na sanki, opasany taśmą, linka do uprzęży i do góry. Trochę stromo na początku, ale "
powinno się zaraz wypłaszczać..." Idziemy, trochę się wypłaszcza, ale trawers jak fix. Sanki nie chcą iść dokładnie za nartą, co jakiś czas fik - wór na dole, płozy na górze. Obracamy. I znowu fik. Flakon asekuruje jak tobogan, wkur**a się, bo sam się chwieje. A ten trawers coraz stromszy. Noc, mało widać, ale i tak widać, że nie jest dobrze. Jacek, w pewnym momencie zauważa przytomnie, żeby ubrać harszle. Dobry pomysł, ale sanki dalej lecą. I etap zajął więcej niż się spodziewaliśmy. W końcu wychodzimy na płasko, fajnie, sanki ładnie idą. Z optymizmem idziemy dalej. Jeszcze 300m w pionie - powinno być szybko. Znowu się spiętrza, potem jeszcze bardziej, i jeszcze... Flakon z przodu, ja ciągnę sanki, Jacek z tyłu. Twardo. Zmrożone. Śladu nie ma, pozsuwany śnieg - zamarzł i trawersuje się źle. Sanki już nie trzeba przytrzymywać z tył, bo suną bokiem po wyrównanym, zmrożonym śniegu. Ciężko. Liczę kroki, oddechy, baranki, gwiazdy... Aby nie myśleć o stromiźnie. Czas leci, a tu ciągle pod górę. Światełko Flakona powinno być już dawno w schronisku, a on ciągle gdzieś przed nami. Jacek mówi - będziemy za godzinę. Ja po cichu liczę - że za pół. Byliśmy za dwie
2:00. Uff. Kilka modyfikacji zaprzęgu po drodze i jakoś udało się toto wciągnąć. Flakon już palił w piecu. Winterraum pusty. Nie od razu idziemy spać. Ale w końcu sen nas morzy.
Wstęp trochę długi, ale to podejście do schroniska było wydarzeniem wyjazdu. Cała reszta to zabawa w sniegu:)
Dzień 1. Późny start, ale nie przeszkadza. Na rozgrzewkę wybraliśmy Wilder Freiger 3418m. Najpierw w głąb odnogi w kierunku Grunausee, potem w górę lodowcem Wilder Feriger Ferner na szczyt.
Przewyższenie - 1200m
Czas - 3-4h na szczyt
Zjazd drogą podejścia. Warunki zmienne, przez to, że wiał dość mocny wiatr. Północne, czy północno-zachodnie wystawy cieszyły najbardziej.





Dzień 2. Zuckerhütl- najwyższy szczyt Alp Sztubajskich
Przewyższenie 1300m
Czas - 4-5h
Ze schroniska podejście w kierunku jeziora Sulzenausee. Następnie trzymając się prawej strony lodowca Sulzenauferner wchodzimy na plateu. Dalej omijając basen lodowca, podchodzimy na przełęcz Pfaffensattel. Dalej już tylko raki i stromo do góry.
Łatwiejszy wariant to wjazd kolejkami i przejście przez przełęcz Pffafenjoch, a następnie zjazd do doliny Sulzenautal.





r

r

Dzień 3. Trzecia odnoga doliny Sulzenautal. Idziemy lodowcem Fernerstube ponad Lubecker Scharte. Dalej granią można dojść albo do znanego już Wilder Freiger, lub też w drugą stronę do schroniska Mullerhutte. Tam nocowali poznani wcześniej i nocujący w "naszym winterraumie" deskarze - snowboardowcy.
My zostajemy na śniegu. Żadnych już grani. Mamy przed sobą zjazd do schroniska, zjazd do parkingu i powrót do Polski.
Zjazd jest przyjemny, snieg odpuszczony, wiatru prawie nie ma. Bajka. Piękny zjazd na koniec tury.

r







pozdrowienie dla towarzyszy niedoli
