Aktualnie jestem świniakiem bez formy, ale postanowiwszy - wtargałam się do Piątki dwa dni temu. Krótko zatem w punktach:
1. Stonka zimą działa również. Na drodze z Palenicy dzikie tłumy oraz dzwonki sań. Jak potem przeczytałam, w ten pamiętny weekend jakiemuś tysiącowi osób nie udało się zjechać saniami, chociaż chcieli płacić żywo gotówko.
2. Skręt przy Wodogrzmotach i zaraz ludzi mniej. Dolina puściutka i przyjemna. Kijki przydatne. Zmieszczeni w ramach czasowych z drogowskazów. Spoko.
3. Dochodzimy do miejsca, skąd latem do schronu 50 minut. Jprdl, myślę sobie, toż to ściana Eigeru a nie... Ale do góry. Naprawdę nie wiem, ile mi to zajęło. Kije w dłonie, i przed siebie. Niezliczone postoje na uspokojenie tętna. Dziesiątki obsuwek z braku raku. Tysiące myśli, po . mie to było. A można było zostać w domu i dożerać świąteczny bee gees.
4. Ostatnie wypłaszczenie. Energia wraca po ujrzeniu dachu schroniska. Chwilę dyszę ciężko, ale już sił dodaje świadomość, że w razie czego to ktoś mnie wypatrzy i zaciągnie do Piątki za nogi.

4a. OJCOWIE JAK TU PIĘKNIE!!!

5. Kubeł gorącej herbaty z cytryną. PANOWIE UDAŁO SIĘ! Chcę krzyczeć, chcę ryczeć, chcę śpiewać!
6. Ciśniemy na dół. Ścianę Eigeru pokonuję częściowo na dupie, nie zawsze z własnej woli. Kiedy jestem już prawie na dole, obserwuję jak Karo^ również pokonuje część trasy na dupie nie z własnej woli.
7. Droga na Palenicę oaiągnięta już w pełnym mroku. Kilka gleb ze zmęczenia. Parking. Jedziemy. Kraków. Dom. Ledwo trzymam się na nogach. Próbuję zjeść kolację. Rzygam ze zmęczenia.
8. Planuję następny spacerek.