
Mały Indiana Jones rusza na kolejne spotkanie z przygodą:)
Opuszczając obwodnicę Krakowa podziwialiśmy wschód czerwonego słońca, tym razem pogoda i czas są po naszej stronie.

Niebieski szlak z Kosarzysk na Eliaszówkę

Szybko mogliśmy podziwiać inwersję termiczną

Wyspy Beskidu Sądeckiego

Chata Magóry – Bieszczadzki klimat w Beskidach

Jak już wyrośniesz z glanów…
Pierwsze dwa kilometry zajmują nam ponad godzinę, słońce grzeje, widoki dopisują, ale droga trochę się dłuży. Kiedy dotarliśmy w końcu do Chaty Magóry, całe zmęczenie i niewyspanie odchodzi jak ręką odjął. Ewa bierze kawę, ja piwo, niestety na ciastko się nie załapaliśmy. Klimat w chacie jest świetny. Rodzinnie i spokojnie to mało powiedziane, ale gdybyśmy szli z nastawieniem na relaksowanie się to tutaj moglibyśmy spędzić resztę dnia. Zimne piwo, miejsce na ognisko, grill, jazda konna, plac zabaw, polana z widokiem na Beskid Sądecki, psy, koty i Słowak który zaczął walczyć wcześnie rano i jego myśli krążyły po innych orbitach.
Posileni atakujemy nasz główny cel – Eliaszówkę, najwyższy szczyt Gór Lubowelskich. Po drodze oglądamy sporo padłych padalców i panoramy z zarastających polan, widać głównie pasmo Radziejowej.

Pierwsza wieża na którą wszedł Norbert

Wielki Brat w górach

Po lewej Trzy Korony, po prawej Radziejowa

Pogaduchy przy szkle

Eliaszówka 1024 m n.p.m.
Na szczycie Eliaszówki spotykamy pierwszych turystów, całe trzy osoby. Widoki z wieży pewnie byłyby lepsze przy słabszym parowaniu, więc zdjęć za dużo nie wrzucam.
Dalej kierujemy się w stronę Wielkiego Rogacza przez Obidzę. Zagapiliśmy się i poszliśmy czerwonym w stronę Jaworek, zamiast niebieskim. Na szczęście wcześnie poinformowali nas o tym turyści którzy szli z przeciwka i też przegapili odbicie. Naradzamy się podziwiamy zachmurzone Tatry (akurat takie przyjemne miejsce na błądzenie się trafiło) w międzyczasie kolejny turysta schodzi i mówi, że na Wielki Rogacz i Radziejową trzeba wcześniej odbić… Patrzę na mapę, widzę, że jest zaznaczona na niej ścieżka łącząca te dwa szlaki, więc po co schodzić skoro można zrobić mały offroad. Szybko znajdujemy zarastającą drogę, trochę jeżyn, much i po 5 minutach jesteśmy na niebieskim szlaku, w okolicach Małego Rogacza.

Widoki z miejsca gdzie zorientowaliśmy się, że źle idziemy

Jest skrót

Widoki z Wielkiego Rogacza
Z Wielkiego Rogacza trochę zmęczeni po kolejnym podejściu w słońcu idziemy przez Międzyradziejówki na Niemcową (dobrze, że Radziejową już sobie darowaliśmy). Niemcowa nie urzekła nas widokami, więc zaraz schodziliśmy do Chaty pod Niemcową. Trochę spartańskie warunki, jedzenia nie ma bo sanepid musiałby to najpierw odebrać, woda pitna ze źródełka parę minut od schroniska, woda brudna, trochę poniżej wody pitnej. Masa kotów, sympatyczni ludzie i ładny widok na południowy wschód. Nie mój klimat jeżeli chodzi o chatę, ale warto było tutaj zaglądnąć i zobaczyć coś nowego.

Norbert będzie robił mamie masaż głowy

Chata pod Niemcową

Widok z polany
Jak tylko zaczęliśmy schodzić do auta, usłyszeliśmy zbliżającą się burzę i zauważyliśmy na horyzoncie ciemne chmury, więc na wszelki wypadek drogę do auta pokonaliśmy biegiem… Bieganie po górach z nosidełkiem, lub plecakiem grozi zakwasami na następny dzień:) Na szczęście zdążyliśmy, pogoda wytrzymała, widoki dopisały, nowe miejsca odwiedzone i kolejny szczyt z Korony Gór Słowacji można odfajkować.

Trzeba się sprężać