Kiedyś miałem taki sen, że szedłem tą granią. W chmurach, wiedziałem, że po obu stronach mam pod nogami dużo przestrzeni. Zachwiałem się, już prawie odzyskałem równowagę kiedy ktoś mnie chamsko i brutalnie popchnął z zaskoczenia i poleciałem w dół przez te chmury.
Obudziłem się z krzykiem zlany potem na granicy zawału. Popychającą była żona która miała już dość mojego chrapania. Trochę co do takich snów jestem przesądny, także siedziała we mnie ta trauma.
Ale póki co jest fajnie. Idziemy dzień jest słoneczny, ciepły, bezwietrzny. Droga mija lekko, podniecenie małe jest, ale to naturalne. Podchodzimy pod przełęcz, łee pikuś, ładnie jest i niech tak dalej trzyma. Na przełęczy moment zawahania. Chyba w październiku w Tatrach ostatnio byłem, zastał się człowiek. Trzeba było najpierw w skałki pojechać, albo na ściankę, oswoić się trochę.
Uj, jakoś to będzie. Siłą rozpędu pierwsza turnia wzięta. Dobra, nie było tak źle. Druga turnia, zaczynam pękać. Tłumaczę sobie w duchu, że potem w dół, potem się wypłaszczy. Byłem już tam przecież, właziłem w deszczu i ślizgałem się na mokrych płytach i trawkach. Teraz szło całkiem sprawnie. Sucho, buty się nie ślizgają, popatrzeć sobie można. I zbliżamy się do drugiej przełęczy. Siedziałem kiedyś na niej patrząc na wznoszącą się nade mną ścianę. Puste góry i ja – romantycznie jakby tak nie lało. Ale lało a ja gapiłem się na tę ścianę myśląc ni uja, w życiu bym nie wszedł. Jak ci TATERNICY tam wchodzą ? Jak ?
No i jest ta przełęcz, a mnie ogarnia panika. Widzę wytartą drogę w skale. Nie ma bata, nie pójdę. Zejdę żlebem w dół, co z tego, że wstyd. Ja rodzinę mam, dzieci, żonę, kredyty. Kto to za mnie odda jak się spie…dolę. Skomplikowane sekwencje przechwytów są mi obce. Ja chcę do domu.
I tak stoję jak ta dupa a panika narasta. Sen mi się spełni, na pewno. Mnie się spełniają. Co ja chcę sobie udowodnić ? Na uj mi to ? Jaki to wstyd spękać ? Udam, że mięsień jakiś naderwałem, albo co.
Ale tłumaczę sobie, że inni tu szli, żyją. Zimą chodzą. Kilerus z Madnessem to pewnie zimą, bez raków i z rękoma w kieszeniach. Kiełbasa to z piwem w ręku spacerował sobie tędy, komóra w ręce drugiej, a ja co ?
Spróbuję kawałek, tam powinien być jakiś spit, czy coś to zjadę z niego. Nie będzie, że się poddałem bez walki. Idę, kurfa dlaczego nie wziąłem butów wspinaczkowych. W dół patrzę, ale wtulam się w skałę. Co chwila na półce większej oczy zamykam, oddycham głęboko. Byle nie spanikować bo jak się zablokuję, zatnę to koniec. Jak zacząłem to trzeba napierać, nie ma odwrotu.
I znowu utknąłem. Patrzę, skałę oglądam. Jak się bujnę to tam nad głową powinien być chwyt. Stopni nie ma specjalnie, tylko na tarcie, jak się nie złapię chwytu mocno to polecę nie ma opcji. Tak jak przed skokiem na bungee zamykam oczy, w głowie pełno wyobrażeń jak to będzie zanim się roztrzaskam o skały na dole. Bujam się i … był chwyt. Uff ! Adrenalina. A jak wyżej będzie jeszcze trudniej ? Przewieszka jakaś ? Nie umiem ich przechodzić. Po co mi to było, kurfa, po co ? Idę, o ludzie na szczycie ? Co już ? Ha, klata wypięta, morda roześmiana. Patrzcie na mnie, dałem radę.
Grań Kościelców IIPod Mylną Przełęczą
Zawratowa Turnia
Pod Szafą
Ludziki na Kościelcu i doskonale widoczna droga wejściowa
Yes, we can
Kościelec na Kościelcu
Jedna z moich ulubionych gór