Długo się zastanawiałem czy jechać w góry. Ponieważ trzymało mnie jeszcze lekkie przeziębienie, którego nie zdołałem do końca wyleczyć. Jednak tylko jeden dzień z oknem pogodowym była bardzo zachęcający i ostatecznie decyduje się na jazdę. Albo mnie puści choroba albo rozłoży do końca. Zatem jazda, planów na wyjście jak to zwykle bywa sporo. Decydujemy się z Olgą na Wielkie Solisko i fragment grani. Jednak z grani wyszły nici, ale po kolei. Jazda tradycyjnie w nocy, żeby z parkingu w wyruszyć o 4.20. Kierujemy się w kierunku Doliny Furkotnej . Początkowo idzie mi się całkiem dobrze, do czasu jak odbijamy z magistrali w głąb doliny. Widoczny ślad po skiturowcach wydawało się, że nas szybko przeprowadzi przez dolne piętra doliny. Jak w lesie było jeszcze nie najgorzej, zapadałem się maksymalnie do łydki. Jednak najgorsze dopiero się zbliżało. Gdy zaczyna się kosówka, Olga jest już sporo z przodu. Ja z kolei strasznie się męczę z zapadaniem w śniegu. Kilka kilko więcej wagi i robi dużą różnicę. Zapadam się co kilka kroków, także nawet nie mogę złapać dobrego rytmu marszu. Początkowo wpadam do kolana, potem po uda i na koniec po "jaja". Z trudem czasami się wygrzebuje, rzucając przy tym wiązankę pod nosem. Po kilku takich razach mam już dość i myślę, żeby zawracać i jak to nie nienawidzę zimy. Szkoda tylko dnia, bo pogoda zapowiada się super.

Brnę zatem dalej, by o 9 doczłapać do wylotu żlebu, którym prowadzi droga 731 na szczyt. Tutaj jestem już tak sprany drogą dojściową, że na Olgę spada cały ciężar torowania. Za co należą się jej wielkie słowa uznania. Miałem słabszy dzień i osłabienie po chorobie nie pozwoliło mi pomóc w torowaniu. W żlebie śnieg kopny, miejscami jest go nawet po pas. Idzie mi się ciężko nawet na drugiego. Na szczycie jesteśmy o 11.30. Robimy kilka pamiątkowych fotek i ruszamy z powrotem tą samą drogą.




Pierwotnie planowana grań już nie wchodziła w rachubę. Warunki na grani nie zachęcające do dalszej drogi. Zresztą ja już byłem tak wyrąbany, że nie miałem na nią nawet ochoty.

W drodze powrotnej w dolinie robię kilka krótkich dupozjazdów. Warunki śnieżne jeszcze nie sprzyjające tej formie schodzenia. Gdy zbliżamy się do miejsca gdzie zaczynają się dziury między kosówką. Olga proponuje, żeby iść przez Schronisko na Solisku i zejść wygodnie nartostradą na parking. Dzięki czemu ominęliśmy wszystkie dziury, które rano i tak już miałem zaliczone. No i dużo ładniejsze widoki z nartostrady się rozpościerają niż z lasu

.


Na parkingu jesteśmy o 17, można wracać do domu.