Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz gru 12, 2024 12:39 am

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: Śr sty 14, 2015 2:22 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
3 miesiące przerwy od gór to stanowczo zbyt wiele… Mimo, że w planie były Tatry to jednak wyjazd tego typu (prawdopodobne chlanie w schronach) nie za bardzo mnie satysfakcjonował. Kiedy więc kolega, z którym niegdyś dzieliłam linę na włoskiej Monte Rosie, zaproponował wyjazd na Grossglockner od razu wiedziałam, że będę kombinowała aby dołączyć do ekipy. Jako że nie wchodzę dwa razy na tę samą górę (chyba, że nie wlazłam), pomysł samego Grossa (na którym byłam w 2012 roku) stał się dla mnie niezbyt atrakcyjny. Z resztą wchodzenie tam zimą wydawało mi się dość niebezpieczne, a ja miałam ochotę na bardziej lajtowy wyjazd. Wymyśliłam więc inne miejsce na alpejskie wędrówki – trzytysięczne szczyty Granatspitze & Sonnblick, położone ok. 65km drogi od austriackiego Kals am Grossglockner. Na moją propozycję przystał kolega, Daniel, również głodny mniej stresującej przygody.
2 stycznia ’15 rozpoczęliśmy naszą podróż w Alpy. Udało się zabrać z Wrocławia dwóch nowopoznanych kolegów, którzy chcieli zdobyć Grossglockner zimą a nie zmieścili się do wynajętego na tę okazję busa. Droga minęła nam nie bez przygód ;) Kilka zawrotek na niemieckiej autostradzie oraz zdecydowanie zbyt pobudzony Daniel za kierownicą (podobno efekt spożycia zbyt dużej liczby puszek z energetykiem ale śmiem wątpić) wraz z wiecznie zacinającymi się płytami, umilało nam podróż. Modliłam się o teleportację, niestety moje prośby nie zostały wysłuchane…. ;)
Do Kals zajechaliśmy ok. 4 nad ranem. Po przejechaniu ‘drogi śmierci’ do schroniska Lucknerhaus (naprawdę rozważałam nałożenie kurtki na głowę aby tego nie widzieć) wyrzuciliśmy dwójkę baaaaardzo wytrzymałych jegomości, którzy też zbyt zdrowi na umyśle nie byli/są (ruszyli od razu zwarcie w górę, po ciemku). Chociaż trochę ich rozumiem – jak najszybciej i najdalej od nas ;) Ja z Danielem, pokonując znowu emocjonującą, sześcio kilometrową drogę w dół po oblodzonej nawierzchni w tempie ok. 10km/h z powodu braku łańcuchów, ruszyliśmy dalej w stronę miasteczka Uttendorf. Droga zajęła nam około 2h, z czego ostatnie 30min było znów niezwykle emocjonujące. Dlaczego? Po pierwsze – Daniel nie pamięta nawet, że wtedy prowadził, a po drugie kilka ostatnich kilometrów zaczyna się od znaku obrazującego konieczność nałożenia łańcuchów (których oczywiście nie posiadaliśmy). Na miejscu postanowiliśmy się zdrzemnąć z godzinkę. Udało się to niemal od razu ale trwało dosłownie kilka minut (w naszym odczuciu). Rankiem okolica zaczęła się budzić do życia. A my z nią, poszukując na gwałt toalety. Później leniwe przebieranie, pakowanie i nawiązanie kontaktu z czteroosobową ekipą z Wrocławia, która również odpuściła Grossglocnker i udała się do Uttendorf’u. Umówiliśmy się, że spotkamy się gdzieś na górze. Po uiszczeniu opłaty 18 eurasów posadziliśmy tyłki w wagoniku. Pogoda wspaniała, ciepło (lekki minus albo okolice zera), Daniel ciągle zbyt pobudzony (dobrze wróżyło biorąc pod uwagę konieczność torowania) – Life Is Beautiful. Kilkanaście minut później lądujemy w schronisku Rudolfshutte i nie patrząc na nic (nawet na brak picia) od razu ruszamy w kierunku dwóch szczytów, które wznoszą się po drugiej stronie sztucznego jeziora.

Obrazek

Niedługo, po przekroczeniu obszaru dla narciarzy, okazuje się że wcale nie będzie aż tak zabawnie… Zapadamy się w śniegu powyżej kolan z każdym krokiem. Skiturów nie wzięliśmy – jasne, bo nie potrafimy nawet się na nich poruszać, ale może chociaż rakiety jakieś… E tam! „Ahoj przygodo!” I brniemy dalej. Mimo wielu niecenzuralnych słów pod adresem ton śniegu, uśmiechy nie schodziły nam z twarzy.

Obrazek

Obrazek

Minęliśmy kilka osób (na pewno nie Polaków), które patrzyły na nas z ogromnym politowaniem. Nie wiedzieć czemu (:D). Czym wyżej tym śniegu było coraz więcej co oznacza, że my się coraz bardziej będziemy zapadać (w pewnym momencie ‘pływaliśmy’ w puchu do pasa). Mniej więcej w połowie drogi do Sonnblick’a stwierdziliśmy, że mamy dość i tutaj rozbijemy namiot. Najpierw oczywiście około bitej godziny wykopywania pod niego platformy. Oczywiście ja kopałam a Daniel jedynie patrzył (jak to zazwyczaj bywa :P). W trakcie naszych łopatologicznych prac odwiedziła nas wrocławska ekipa, która na lekko, po naszych śladach, wybrała się na spacerek. Długo nie posiedzieli bo kazaliśmy im kopać (:D), ale wizyta była naprawdę miła. Rozbili się w okolicach schroniska Rudolfshutte czyli na pewno są bardziej rozważni ;) Gdy kończyliśmy rozbijać naszą pałatkę zaczęło ostro sypać.

Obrazek

Niezrażeni wpełzliśmy do środka wraz z bagażami, na których był śnieg. Z resztą - śnieg był wszędzie i na wszystkim… Ktoś kto nie lubi aż tak bardzo śniegu mógłby dostać jakiegoś ataku furii. A jak jeszcze jest to kobieta z miesiączką w początkowym stadium to sytuacja może przerosnąć nawet najbardziej wytrzymałego psychicznie mężczyznę uzależnionego od napojów energetycznych :D Mimo ogromnego zmęczenia (cała poprzednia noc za kierownicą + zabawy w tym okropnym, białym co włazi wszędzie ‘czymś’) jakoś nie padliśmy jak muchy… Za to z lekkim strachem obserwowaliśmy jak to ‘coś’ zasypuje nam cały namiot i jest już go na tyle dużo, że nie da rady go po prostu strząsnąć… Około 2 w nocy wiedzieliśmy już, że ktoś MUSI wyjść na zewnątrz. Wiadomo – płeć piękna, słabiutka, ledwo łopatę potrafi utrzymać, jeszcze krwawi i narzeka na wszystko a szczególnie na to co trzeba nieco odgarnąć… Daniel wyszedł. Odśnieżał tak długo, że zdążyłam zasnąć głębokim, kamiennym snem. Obudził mnie oczywiście w momencie, kiedy naniósł znowu tego białego cholerstwa do namiotu ---- na mój śpiwór. Po kilku policzkach, kopach i długawym wyrywaniu włosów partnerowi od liny (której i tak nie użyjemy), zasnęłam. Spokojni o to, że nawet jak nas przysypie to przeżyjemy do rana, przedłużyliśmy drzemkę (niespodziewanie) do 10 rano. Pełni nadziei, że po śniadaniu, zostawimy cały stuff w namiocie i na lekko (niczym nasi wrocławscy górscy ‘bracia’ + jedna ‘siostra’) ruszymy w kierunku szczytu, wysunęliśmy głowy z pałatki. Rzeczywistość nas przytłoczyła… Dosłownie.

Obrazek

Śniegu dowaliło spokojnie ponad pół metra. Miny nam zrzedły, bo skoro wczoraj było ‘cholerstwa’ do kolan/ud/pasa to dzisiaj stawka zaczyna się od pasa… Poza tym pogoda była zdecydowanie do d… (widoczność maks. na 3-5m i nadal sypało). Postanowiliśmy więc pomyśleć o przeżyciu tego weekendu bez pomocy służb ratunkowych i spierdzielać na dół. Nie było to łatwe. A z plecakami niemożliwe.

Obrazek

Obrazek

Daniel wymyślił dobry system polegający na tym, że jedna osoba na lekko toruje drogę, druga z plecakiem idzie za nią, następnie ta na lekko wraca się po swój wór, a druga, po zrzuceniu swojego bagażu, kontynuuje pracę pierwszej. Czyli na dobrą sprawę połowę pokonanej drogi robimy na dwa razy. Sprawę nieco skomplikował ostry spadek temperatury oraz moja ostatnia para przemoczonych już skarpetek (które miałam na sobie).

Obrazek

Widoczność była na tyle zła, że nadłożyliśmy zapewne sporo drogi powrotnej i w jej połowie zaczęło się już ściemniać. Ogarnęła mnie lekka panika, bo kibel (tym razem nieplanowany) w takim mrozie i mokrych skarpetach nie wydawał mi się czymś o czym marzyłam). Uparłam się aby dalej kontynuować torowanie i zajść do schronu nocą, ale w tym samym momencie zrobiło się takie ‘mleko’, że nie widziałam co mam metr przed sobą… Przystałam więc na propozycję Daniela i zaczęliśmy kopać platformę. Już tak trochę na ‘byle jak”. Nie czułam stóp już kilka godzin i pragnęłam jedynie wpełznąć do namiotu nawet z tym białym cholerstwem ‘everywhere’. Kiedy ten cud się stał, od razu zdjęłam mokre Smartwool’e i zaczęłam rozgrzewać stopy. Nie było to łatwe, ale na szczęście zostały mi jeszcze rękawice puchowe Yeti, które posłużyły za wspaniałe skarpetki. No dobra, ale co będzie jak zachce mi się do toalety?! Buty mokre, skarpet brak… Potrzeba matką wynalazków. Daniel odwracał się do mnie tyłkiem a ja próbując sobie wyobrazić, że jestem w domowej łazience, a nie w 15 stopniowym mrozie owiniętym materiałem, i nie ma przy mnie ‘obcego’ faceta, robiłam do pustej torebki po liofilizacie. Polecam – zamknięcie strunowe najczęściej, więc nic nie przecieka - jak się trafi ;) Noc była nieciekawa. Bardzo mocno wiało a nasze uklepanie platformy ‘na odwal się’ poskutkowało dziurami w śnieżnej strukturze (co dało najwięcej 2 możliwe pozycje do spania). Poza tym miałam problem z rozgrzaniem się (zapewne przez stopy) i mimo, że spałam w kurtce puchowej, którą nosiłam na siedmiotysięczniku! to dzwoniłam kilka pierwszych godzin zębami przy każdym delikatnym ruchu. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz ;) Poranek był najgorszy… Nie dlatego, że zasypało nas w wysokości ¾ namiotu, mróz zostawił pół centymetrową warstwę szronu wewnątrz namiotu, który ogrzewając się powodował nam małą powódź, tylko dlatego, że musiałam założyć te cholernie zimne i mokre wełniane stópki i zamarznięte na kość buty.

Obrazek

Skarpety trzymałam w śpiworze, tak samo jak delikatnie przemoczone getry ale zjechały na koniec wora i… zamarzły. Podobna sytuacja miała miejsce z butami. Włożyliśmy je z Danielem między siebie w reklamówce, sądząc, że je ogrzejemy ciepłem buchającym od śpiworów ale skopaliśmy reklamówkę na koniec namiotu, wiercąc się z pół nocy.
Daniel ubrał się pierwszy i ruszył do przedzierania się przez zaspy, które oczywiście wrzuciły się z tym śnieżnym ‘cholerstwem’ do namiotu… Trochę ogarnął teren (po 10 minutowym szukaniu zasypanej łopaty) i teraz ja zaczęłam przygotowania do nałożenia skarpet i bucianych kostek lodu. Wpadłam na pomysł, że aby uratować jakoś te moje kulosy wsadzę do Smartwool’i ogrzewacze chemiczne. Skarpety nie były tak złe jak buty. Zamarznięte na kość wciskałam dobre 15 minut. Pakowanie namiotu, mały szok z powodu nowej warstwy śniegu do przetorowania i „ruszyliśmy”. Tym razem sposób ‘danielowy’ nie zdał egzaminu. Na lekko zapadaliśmy się po pas. Trzeba było torować na lekko, z użyciem łopaty… a to trwało………. I trwało. A ja znowu od kilku godzin nie czułam stóp aż do kolan. Pomysł z ogrzewaczami dobry – ale upewnijcie się, że data ważności nie przekracza jakoś 2 lat ;) Schronisko było niby tak blisko a równocześnie tak daleko… Nagle na horyzoncie zobaczyłam jakieś postaci. Polski język! To nasi :) Wrocławska czwóreczka ruszyła na pomoc i… przetorowała nam połowę pozostałej drogi . Pogadaliśmy trochę, oni ruszyli na spacer w górę a my pędem w dół. Już zapadaliśmy się jedynie do kolan z plecakami więc sama rozkosz :) Końcówkę pod górę już ledwo lazłam. Oj, dało nam to biwakowanie ostro w kość. W schronisku zrobiliśmy krótką przerwę na toaletę (prawdziwy klozet!) i zjechaliśmy kolejką w dół. Był piąty stycznia – piękny słoneczny dzień, ludzie jeździli na nartach, Daniel zaczął odwracać się za narciarkami, komentować jak to mieliśmy wejść na to, na to i na tamto a wyszło jak zwykle… Życie wracało do normy :D Jeszcze tylko odśnieżanie auta, zmiana odzieży, w tym butów, rajd zjazdowy z zamkniętymi oczami (moimi) - bo bez łańcuchów, powrót krążenia w dolnych partiach nóg i ogólne ”uff – życie nadal jest piękne! … ale wiemy, że zaraz znowu coś wymyślimy” ;)
Z dwójką atakującą Grossglockner umówiliśmy się na 6 stycznia w godzinach porannych w Kals (na siódmego musieliśmy być w pracy). Mieliśmy więc czas aby wynająć sobie jakiś pokój, wykąpać się jak człowiek, zjeść jakieś dobre austriackie jadło i wyspać się w normalnym łóżku. Podczas naszego restowania okazało się, że ekipa ‘grossowa’ lekko przekiblowała na górze i mają atakować szczyt…. 6.01 czy wtedy kiedy my musimy już jechać… W pełnym porozumieniu z chłopakami i z lekkimi wyrzutami sumienia (ale nie mogliśmy inaczej) zostawiliśmy im rzeczy w Kals i o maksymalnej godzinie wyjazdu dla nas (14) ruszyliśmy w stronę Polski. Droga była długa, zakorkowana, ale niesamowicie wesoła (Daniel jechał z powrotem na energetykach) :) W domu byłam o szóstej rano. Na ósmą do pracy :)
PS1. Ekipa południowa zdobyła Grossglockner zimą :) Gratulacje! :)
PS2. Nasze chłopaki bezpiecznie wrócili do Polski. I nie mają focha (podobno) ;)
PS3. Najważniejsze – Daniel stwierdził, że pomimo zimna, torowania, stresu i okresu – da się ze mną przeżyć ;)

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 14, 2015 2:46 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So lip 04, 2009 9:21 am
Posty: 686
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Niezła przygoda Wam wyszła, Alpy lubią zaskakiwać i to szczególnie w zimie :)
No i dobra z Was para agentów, musiało być zabawnie w tym namiocie ;)

_________________
http://www.climber.com.pl
http://www.facebook.com/climbercompl


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Śr sty 14, 2015 3:05 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1513
Lokalizacja: W-wa
Karcia - niezawodna :) Jak widzę jej relację, to rzucam wszystko i czytam.

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sty 15, 2015 6:45 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 13, 2005 4:25 pm
Posty: 9935
Lokalizacja: niedaleko Wąchocka
Oj kobito, kobitooo... Ty to umiesz się zabawić! :mrgreen:

_________________
Pamiętasz co obiecywała?


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Cz sty 15, 2015 6:27 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4483
Lokalizacja: GEKONY
Fajnie się czytało. Nie myśleliście, żeby kibel obrać za cel sam w sobie? :mrgreen:

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt sty 16, 2015 7:00 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt wrz 02, 2014 7:06 pm
Posty: 699
Lokalizacja: Llanfairpwllgwyngyllgogerychwy- rndrobwllllantysiliogogogoch
Kaarciu, Kaarciu - znowu przygoda! :D No a lektura - bardzo fajna! :D

_________________
Zob za zob, glavo za glavo,
Zob za zob, na divjo zabavo!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sty 17, 2015 3:33 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sie 30, 2010 12:43 pm
Posty: 3533
Lokalizacja: Węgierska Górka
jak zwykle niezła wyrypa :P szczerze nie zazdroszczę takich warunków :wink:

_________________
Galeria zdjęć


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sty 17, 2015 7:18 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt maja 04, 2010 5:34 pm
Posty: 419
Lokalizacja: Rybnik / Piding
Hahha, świetna relacja :D
A wydawać by się mogło, że jest wyciąg, bliskość kurortów narciarskich - powinni ludzie być, powinno coś być utorowane... Ale tam nie ma polskiej mentalności, tam zima oznacza, że się nie chodzi i już :P Jak czasem mówię Niemcom czy Austriakom, że w Tatrach przy trójce lawinowej schroniska są pełne i ludzie wchodzą na szczyty - znają warianty zimowe, jednoczą się przy wspólnym torowaniu - to nie mogą w to uwierzyć. To nic, że sypie śniegiem, zapada się po pas i nic nie widać :)

W taką pogodę na trzytysięczniki mogli wybrać się tylko Polacy :D

Ze swej strony polecam na przyszłość stronkę http://wetter.orf.at/oes/ i zakładkę "Bergwetter" ;) Ale wiem, że i tak było warto :D


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So sty 17, 2015 8:11 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn sty 24, 2011 7:54 pm
Posty: 2482
Przeczytałem z zaciekawieniem. Relacja jak zwykle super, ale mam kilka refleksji i pytanie.
...W ogóle to miałem siedzieć cicho, ale Kyjo swoim postem mnie trochę sprowokował ;)

Czego spodziewaliście się na tej drodze? (głównie o warunki śniegowe mi chodzi).
Jak na mój gust, to na własne życzenie Wam nie wyszło. W tytule relacji jest nawet "znowu", więc może pora wyciągnąć jakieś wnioski?

Kyjo napisał(a):
W taką pogodę na trzytysięczniki mogli wybrać się tylko Polacy


Tylko nie wiem czy to akurat powód do dumy.

@kaarcia - nie traktuj tego jak złośliwość, bo fajna laska jesteś, lubię Cię i w ogóle :) ale tych przygód coś masz za dużo ostatnimi czasy, a nie chciałbym, żeby któraś skończyła się źle np. amputacją paluchów (w najlepszym wypadku).

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N sty 18, 2015 4:01 pm 
Kombatant
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 12, 2011 8:15 am
Posty: 386
Lokalizacja: Włocławek
Enrdju BB - w sumie było zabawnie (do czasu kiedyś "ktoś" musiał wyjść na zewnątrz poodśnieżać) ;)
anke; piomic; Zombi; zephyr - dzięki ;)
kefir - w sumie o to mi chodziło, kiedy planowałam ten wyjazd, ale delikatną nadzieję na te dwa szczyty posiadałam ;)
Kyjo - dzięki :) święta o nas prawda - nie widziałam jeszcze w Alpach zimą, wiosną czy jesienią innych ludków 'w butach' (bez skiturów czy rakiet) ;) ale... to jest na swój sposób 'urocze' :P
Madness - oczywiście wiem, że to z czystej troski ;) W relacji jest 'znowu' gdyż zimowy wypad na Monte Rosa rok wcześniej też się nie udał ze względu na śnieg (co nie oznacza, że żałujemy jakoś szczególnie).
Droga na te dwa szczyty jest stosunkowo krótka, więc gdyby nie nawaliło przeszło pół metra śniegu tej konkretnej nocy spokojnie na lekko byśmy weszli przynajmniej na Sonnblick. A że wyszło inaczej... no cóż - kaprysy pogodowe, niezależne od nas... Pierwszego dnia skiturowcy wchodzili na szczyt, więc nie uważam zupełnie, że zrobiliśmy coś złego. Kto nie ryzykuje ten nie ma. Wg prognoz pogody miało napadać maks. 18cm... (sprawdzaliśmy przed wyjazdem, a na miejscu ekipa wrocławska, która nas odwiedziła podzieliła się najświeższymi info odnośnie pogody).
Faktycznie przygód mam ostatnio sporo, ale sam doskonale wiesz, że nigdy nie wiesz... :P

_________________
"Głos wciąż mnie pogania: Ustaw - unieś - oprzyj - hop... Ruszaj się. Spójrz, ile przeszedłeś! Byle tak dalej. Idź, nie medytuj."


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bing [Bot] i 3 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL