No to żeby już nie przedłużać i domknąć całość...
Część 4 / Dolina Rybiego Potoku / Mnich / Klasyczna (IV)Na koniec wypadu miało być podwójnie Klasycznie, intensywnie i zarazem przyjemnie. Niestety, długi weekend brutalnie zweryfikował nasze oczekiwania względem Mnicha. Ale jako, że każde doświadczenie uczy nas czegoś nowego, więc również i tutaj lepiej skupić się na pozytywach.
Po pięknej i udanej akcji na Stanisławskim i męczącej przeprawie, przez Rysy na Tabor, kolejnego dnia postanawiamy… nic nie robić i odpowiednio nawodnić się
W tym celu schodzimy do Łysej. Zatem ogólnie dzień mija na totalnej labie, czasem też trzeba
W sobotę mamy ambitny plan na przejście dwóch klasycznych dróg na Mnichu: Klasycznej (IV) oraz Kantu Klasycznego (VI-). Jak się okazuje nie doceniamy “uroku” długiego weekendu
Do tego dobieramy fatalną strategię, polegającą na tym, że najpierw postanawiamy zrobić sobie Klasyczną, a po niej – gdy już tłumy zawitają na Mnicha – w spokoju pociągniemy mniej oblegany, trudniejszy Kant.
Podejście pod Mnicha bez przygód, jest mi już doskonale znane z zeszłorocznej wizyty tutaj na Orłowskim. Jest pięknie nie da się ukryć.
Niestety, przed nami wbija się guzdrzący, czteroosobowy zespół – dodatkowo pierwszy prowadzący oczekuje reszty na każdym stanie
Kolejny wkurzający fakt jest taki, że czekając na swoją kolej, gdy wszędzie wokół praży, my spowici cieniem, poubierani – nieźle marzniemy. W końcu wbijamy się w drogę. Klasyczna startuje z Dolnej Półki Michowej w zacięciu na lewo od Drogi Orłowskiego. Droga składa się z czterech wyciągów (III+, IV, IV, IV), z czego dwa ostatnie pokrywają się z Orłowskim. Jako, że Orłowskiego szedłem w ubiegłym roku, prowadzę pierwsze dwa. Potem stery przejmie Damian.
Pierwszy wyciąg biegnie łatwym terenem przez kilka półek skalnych do wygodnej póły ze spitami stanowiskowymi. Zatem biegnę i ja. Haków tyle, że w zasadzie nie ma potrzeby nic dokładać. Na stanowisku spotykam koleżankę z czterooosobowego teamu, która chwile później bez efektu walczy z zatartą kostką przez Jej partnera, więc na Jej prośbę wyjmujemy potem tę kość. Ściągam do siebie Dymiona.
Drugi wyciąg zaczyna się zacięciem po blokach skalnych, a następnie przechodzi w techniczne przewinięcie się w prawo na filarek. Jako, że w głowie mam włączony “bieg”, kompletnie daję dupy. Zamiast się rozejrzeć, ogarnąć teren i ładnie poskładać, napieram z gorącą głową na filarek, używając tylko wypolerowanych chwytów (magnezji oczywiście nie używamy), stopni nie zauważam… Efekt tego jest taki, że zmarznięte palce wyjeżdżają z chwytów a ja zawisam na haku
Przyjmuję piękny i w pełni zasłużony “pstryczek w nos”! Dopiero teraz się “budzę”, rozglądam, składam i bez problemów wychodzę z rysy na filarek – co za łoś… Owszem jest to trochę psychiczne miejsce, ale technicznie nietrudne. Potem prostym już terenem do dużego tarasu stanowiskowego gdzie… korkujemy się.
Na stanie połowa ekipy idącej przed nami, do tego półtorej z Orłowskiego, gdyż w tym miejscu obie drogi łączą się. Dochodzi do mnie Damian. Wkrótce zanim kolejna ekipa… i kolejna. Morale trochę siada, zdjęć mi się odechciewa robić. Przekazuje szpej partnerowi i gdy przychodzi nasza kolej, przejmuje on prowadzenie. Trzeci wyciąg zaczyna się delikatną przewieszką na prawo, by potem przez system zacięć wyprowadzić nas na Górne Półki Mnichowe do stanowiska. Tu oczywiście kolejny zator, czyli powtórka z rozrywki. Po długim okresie oczekiwania Damian rusza w ostatni wyciąg rysą do góry i na półkę pod głazem szczytowym, tu kolejny korek… W międzyczasie przekazujemy odzyskaną kość zespołowi przed nami, który w ramach podziękowań zapewnia piwko na taborze – ale słowa nie dotrzymuje – nie ładnie…
W końcu po jakimś czasie pokonujemy ostatnie metry drogi i stajemy na szczycie Mnicha. Tu oczywiście tłok niesamowity, jak na Krupówkach
Dla Dymiona to pierwszy raz, no ale trochę słabe okoliczności i jakoś specjalnie radością ze zdobycia szczytu nie tryska.
Mija trochę czasu zanim zjedziemy, więc jest choć okazja porozglądać się wokół.
W końcu przychodzi nasza kolej na wydostanie się stąd. Robimy jeden 30 metrowy zjazd do łatwego terenu.
Skąd złazimy pod ścianę do rzeczy – jest po szesnastej! Cały dzień na Klasycznej… Idę pod Kant ocenić jak nasze szanse na drugą drogę, a tam ekipa z Orłowskiego która dopiero co się wbija. Nie widzę szans na wbicie się w drogę przed 17 i zapał nam znika. Postanawiamy odpuścić tym razem temat i schodzić.
Na zejściu obserwujemy, że oblężenie trwa.
Wpadamy jeszcze po drodze do zatłoczonego schroniska na zasłużone zimne piwko i uciekamy na Tabor. Tam spędzamy wieczór z przyjaciółmi w Relaxie – gdzie również poznajemy forumową Ivonę gotującą beczkę herbaty
Nazajutrz pakujemy się i wracamy.
Krótko podsumowując, choć wspin na Mnichu popsuł nam trochę krwi, to w najmniejszym stopniu nie jest w stanie zamazać obrazu i smaku tego co udało się zdziałać, zobaczyć, przeżyć i doznać podczas kilku wcześniejszych dni. Trzy piękne słowackie klasyki zrobione w ładnym stylu. Myślę, że jak na początkujących zebraliśmy sporo doświadczenia – które mam nadzieję – zaprocentuje w przyszłości. A kolejnych marzeń i celów nie brakuje!
Tym razem to już KONIEC. Dziękuję za uwagę i “do zaś” Oryginał relacji ->
Wyrypa Tatrzańska w starym stylu – cz. 4Niewiele więcej zdjęć ->
Dolina Rybiego Potoku , Mnich (Klasyczna)