Jakoś w tym roku nie miałem szczęścia do urlopu. Albo mijał się z urlopem żony i jak miałem wolne to albo musiałem w Tatrach wąchać śmierdzących potem kolegów, albo pogoda nie dopisywała i musiałem siedzieć w domu i patrzeć na deszcz na kamerkach TOPRu.
W końcu nadarzyła się okazja, żeby wyjechać razem chociaż na dwa pełne dni. Musiała to być więc totalna kumulacja pomysłów i mega "intensywny wypoczynek"
Plan powstawał bardzo szybko. W zasadzie to na 2-3 dni przed wyjazdem, czyli tak jak lubię najbardziej.
Mimo szczerych chęci, z Krakowa udaje nam się wyjechać dopiero koło 20 w środę. Na Zakopiance ruch spory. Na nocleg w Vrbovie docieramy więc dopiero koło 23. Ciche i spokojne miasteczko gdzieś na Spiszu o tej porze wygląda prawie na niezamieszkałe.
Ustawiamy budziki na 5 i szybko zasypiamy.
Żona śpi jak zabita, ja niestety nie mam tak twardego snu i co chwilę budzi mnie jakiś wyjący kundel. Zupełnie się nie wysypiam. Wstajemy dopiero po 6. Pierwszy punkt programu na dziś to wyjazd w Tatry.
Pogoda zapowiada się wspaniale:
Jedziemy do Białej Wody po drodze zahaczając o potraviny w Tatranskiej Łomnicy, gdzie kupujemy čerstvé rohlíky
Na parkingu u wylotu Doliny Kieżmarskiej jest już sporo ludzi.
Dojście do Chaty przy Zielonym Stawie dłuży się jak zawsze, ale tempo mamy całkiem niezłe i docieramy tam lekko po 10.
Po drodze wita nas widok na piękne otoczenie Doliny Kieżmarskiej:
Durny, Mały Durny, Barania Przełęcz, Baranie Rogi, Czarny Szczyt.
Po śniadanku ruszamy na Jagnięcy Szczyt. Najpierw mozolne podejście progiem doliny, a potem nagłe rozczarowanie, że nasz cel to takie pastwisko w głębi doliny:
Łańcuchy i mityczne galeryjki:
okazują się nie takie straszne jak o nich piszą w necie i w przewodnikowym czasie wchodzimy na szczyt:
Poza ładnymi widokami na Tatry Bielskie:
i otoczenie Dzikiej Doliny:
właściwie nic tu nie ma, więc po zjedzeniu rohalika i banana schodzimy na dół tą samą monotonną drogą.
Ech ci Słowacy, nawet pizzerii ani McDonalda na szczycie nie potrafią postawić.
Po drodze w dół spotykam starą znajomą:
Sytuacja trochę się komplikuje:
Nie pamiętam co było dalej. Burza, grzmot, w każdym razie głośno i bolało.
Jakimś cudem mimo wszystko udało mi się dotrzeć do parkingu
Na udobruchanie małżonki był na szczęście drugi punkt dzisiejszego programu, czyli Thermal Park Vrbov:
http://www.termalnekupalisko.com/pl/?Ka ... o_TermalneNie pytajcie mnie co jest ciekawego w siedzeniu w gorącej, śmierdzącej siarkowodorem brunatnej wodzie.
Sądząc po minach tych kilkuset osób, które tam były to chyba coś jednak jest.
Ostatecznie nie było tak źle i do hotelu wróciliśmy dopiero koło 22. Po wypiciu jednego Złotego Bażanta zagryzanego gomółką bryndzy czułem się jak po butelce wódki i zasnąłem jeszcze szybciej niż dzień wcześniej.
Niestety równie szybko obudził mnie ten sam cholerny ciałczący pies sąsiada.
Nie wiem co mnie bardziej zmęczyło tej nocy, chęć wypicia studni wody po zjedzeniu bryndzy, czy ten skamlący pies. W każdym razie tyle się wyspałem co nic.
Pogoda tego dnia jest jeszcze lepsza niż poprzedniego:
Vrbov:
Najpiękniej ozdobiona przez działalność człowieka góra w Tatrach:
Po śniadanku plan zakładał przejście się którymś z wąwozów w Słowackim Raju. Jednak widząc jak żona z trudem schodzi po wczorajszej wycieczce nawet po schodach rezygnuję z tego pomysłu.
Słowacki Raj zobaczymy tylko z okna samochodu.
Wybieram na mapie górski "odcinek specjalny" i ruszamy do Dobszyńskiej Jaskini Lodowej. Przejazd bardzo ciekawy. Tyle serpentyn i zakrętów jeszcze chyba nie widziałem. Przejeżdżamy m.in. przez przełęcz na wys. 930m.
Pod Jaskinią tłumy. Pozwolenie na fotografowanie kosztuje 10 Euro, więc zdjęć ze środka niestety nie mam:
Jaskinia bardzo interesująca, mimo znikomej szaty naciekowej. W jej wnętrzu temperatura wynosi -2 stopnie C, co pozwoliło na uformowanie się tam potężnej pokrywy lodu. W niektórych miejscach jej grubość sięga 27 metrów.
Kilka zdjęć można zobaczyć tutaj:
http://www.ssj.sk/jaskyne/spristupnene/ ... togaleria/Po wyjściu z jaskini postanawiamy objechać Słowacki Raj dookoła kolejnym górskim odcinkiem specjalnym.
Tym razem kierujemy się na wschód. Po drodze idziemy jeszcze na spacer do Strateńskiego Kanionu z 8 mostami. Piękne miejsce na krótki rodzinny spacerek. Do samochodu wracamy mrocznym tunelem:
Pobocze jest tak wąskie, że jak przejeżdża ciężarówka to przyklejamy się do ściany, żeby nas nie zdmuchnęło:
Przez Spiską Nową Wieś kierujemy się na północny-zachód i znowu przejeżdżamy przez Vrbov podziwiając po drodze widoki na Tatry:
Na zakończenie dnia czeka nas jeszcze prawdziwa wisienka na torcie, czyli zwiedzanie zamku w Starej Lubovni:
Jest to najciekawszy obiekt tego typu jaki kiedykolwiek miałem okazję zobaczyć.
Nie wiem co na to Greenpeace, ale trzymają tam nawet sokoły, sowy, orły i orliki na sznurkach
:
Widok z zamkowej wieży jest imponujący:
Na dole przed zamkiem znajduje się skansen:
Na zamku jest też część interaktywna wystawy. Można trochę poprzymierzać i się pobawić:
Do Krakowa wracamy bardzo malowniczą trasą przez Czerwony Klasztor, Frydman, Waksmund i Nowy Targ.
Przyjeżdżamy na ok. 23. Po tak intensywnej wyciecze, tym razem udaje mi się spokojnie i szybko zasnąć. Na drugi dzień trzeba rano wstać do pracy.