Ok, słowo się rzekło, czas wyłuszczyć kilka zdjęć.
Austria. Nic tylko spakować bambetle i ruszyć w dalsza drogę.
Dla mnie to najbardziej dotkliwy punkt całego wyjazdu. Gross był moim celem importantissimo. To tak jakby dać dziecku zabawkę na pół minuty, potem zabrać i zamknąć pod kluczem – wkurf i żal i …pierwsza lekcja pokory.
Ostatni rzut oka na niezdobyty szczyt
Brakuje tylko tabliczki z napisem :” Nieczynny do odwołania. Za utrudnienia przepraszamy”
Szwajcaria. I moja „popierdółka” Breithorn
Jadąc busem do Zermatt, zza zakrętu wyłonił się Matterhorn…łoł!!! Ale bydle!!!
Odwracam się do chłopaków i rzucam tekstem, który na długo do mnie przywrze w świetle dalszych wydarzeń tego dnia:
-W porównaniu z Matterhornem ta cała reszta to takie popierdółki, co nie?
Z tyłu cisza….chyba jednak są innego zdania… upssss.
Z powodu braku zgodności w grupie co do celu wyjścia – niech zadecyduje rzut monetą, którego to wynik i tak został przez nas olany i ruszyliśmy na Klein Matterhorn mimo tego, że dookoła wierzchołka rozciągało się „czoło wielkiej białej dupy”.
Pogoda jednak na chwilę lituję się i udziela chwili dla fotoreporterów
Tam powolutku i z wyczuciem masochisty dopadają mnie dolegliwości związane z wysokością. Najpierw wytężona praca nerek…oj tak, tak na śnieżnej i wietrznej pustyni…bezcenne….
Kończy się płaski teren, zaczyna podejście więc czeka nas coraz więcej odpoczynku zatem trzeba obmyślić jakieś techniki relaksacyjne, ot może tak np. zwis na kijku i czekanie z głośnymi i mocnymi wdechami i jeszcze głośniejszymi i mocniejszymi wydechami przy jednoczesnej artykulacji czegoś na kształt słowa „popppppierrrrrdółka”? Ta technika sprawdza się nawet nienajgorzej i nie wymaga specjalnych wcześniejszych ćwiczeń. No i jest dość widowiskowa, zwłaszcza dla idących na tyłach…;) Tak zrelaksowany i wypoczęty organizm zaczyna szukać sobie nowych atrakcji. A jakby tak zacząć zamieniać brzuch w coś na kształt Coca-Coli z wrzuconym mentosem…? Gdzieś śmignęło mi info, że do szczytu jeszcze kilometr. Super, a mi szykuje się niezły „the fresh maker”!
- Boguś!!! Stój!!!
Tup tup tup tup tup tup tup tup tup
- Masz Stoperan?
- Ale do szczytu jeszcze tylko 3 minutki. Albo dobra, weź. Weź dwa (ale na własną odpowiedzialność
)
Szczyt, zejście, bar – nawalić się połową małego piwa i od razu poczuć kaca - – bezcenne, kolejka, Zermatt – w końcu dochodzę do siebie.
Generalnie ta „popierdółka” poprzez wysokość i silny wiatr dała mi trochę w kość.
Spacer wokół Mata dnia następnego był tak sielsko-anielski, że aż nie ma o czym pisać.
Aaaaaa! Chwilunia. Tam odbył się jedyny dupozjazd, w końcu wyjazd bez dupozjazdu to wyjazd stracony
Jakoś śnieg zrobił mi się nieco bardziej śliski niż zwykle i …ziuuuuuu.
2 Hieny – Tyska i Żywiecka robiły zakłady: będzie skórka, nie będzie skórki, a może jednak będzie …?
Ino Boguś litościwym głosem zawołał: „Hamuuuuuuj kijkami!!!!”
„Ino kuźwa jak ?!?!
Hehe, wyjazd można zaliczyć do udanych.
A to cel naszej wcześniejszej wycieczki z nieco innej perspektywy
Jeszcze małe co nieco z Zermatt
Francja. Wyjazd pod
i do Chamonix
Z wysokości nie mam zdjęć, nie wzięłam aparatu a wycieczka była iście Disney’owska hihi
Zdjęcia nieświadomie użyczył Łukasz T
Raz jeszcze dzięki Wam za towarzystwo i cierpliwość.
Jacku, dzięki za całe wsparcie przed wyjazdem!!!
Łukasz T napisał(a):
Małe podsumowanie:
1. Osób dramatu cztery sztuki. Inżynier Don, Robocop Ali, Łukasz "Najsłabsze ogniwo" T i Lufka. Po tym wyjeździe to Aga powinna wygrać ze trzy kategorie w MA.
Tjaaa, np Największy obżarciuch albo Najwolniejszy tuptuś górski
Łukasz T napisał(a):
4. Poznalismy Pana Ryszarda Gajewskiego.
...podobno...
_________________
"Boże! Spraw, żeby zamknęli ten sklep!"