Od dawna wybierałam się na imprezę w chatce w Lachowicach, która zapowiadała się bardzo ciekawie ze względu na Osobę Prelegenta i jego zasób wiedzy. Tematem miały być "Święta żydowskie" - chodziło o objaśnienie symboliki świąt, zwyczajów świątecznych itd.
W piątek zadzwoniła do mnie nagle Jola:
"Czy chcesz pojechać w niedzielę wprost z chatki na
Górę ?".
Ano jasne, że chcę -
Góra to jedna z moich najulubieńszych gór, chociaż wcale nie bywam tam tak często. Pozostaje jeszcze przekabacić Mrówę - naszego "kierowcę" który tak lubi nasze (tzn. Joli i moje) towarzystwo, że bardzo często podwozi nas do chatki, lub na inne ciekawe imprezy. Nie trzeba go długo namawiać - też chce jechać na Słowację, chociaż on zamiast naszej
Góry wybrałby inną górę, no my z Jolą byłyśmy tam nie cały rok temu.
Na wyjazd piszą się jeszcze Maestro i Klaus, ale oni pojadą rano osobnym samochodem i spotkamy się w Korbielowie w niedzielę rano.
Tymczasem w sobotę późnym popołudniem podchodzimy do chatki podziwiając po drodze piękny zachód słońca
Zaczyna się impreza naukowa. Jest bardzo ciekawa, pan Jacek jak zwykle ze swadą opowiada. Kończy się inscenizację ślubu żydowskiego.
Najtrudniejsza jest rola Hupy, dlatego Hupa nieco opada
Potem dla chętnych były jeszcze pokazy slajdów z Izraela i film (w kinie nocnym).
Spać poszłam ok 2, ale obudziłam się już o 6.20, no bo
Góra czeka.
Jedziemy samochodem do Korbielowa, potem już razem z Klausem i Maestrem doliną Orawy aż do wsi skąd zaczyna się nasza wędrówka. Podchodzimy szlakiem w kierunku przełęczy, ale szlak bardzo szybko nam się gubi. Co to dla nas

i tak zaraz wychodzimy wąskimi perciami na przełęcz, aby tam zasiąść na krótki popas i podziwiać jeden jedyny krokus, który wyrósł na całej ogromnej polanie:
Od przełęczy zaczyna się nieco bardziej strome podejście, a na grzbiecie wyrastają pierwsze skałki:
I za nimi kolejne:
W końcu po pięknej wędrówce lasem po śniegu wchodzimy na szczyt
Góry, spod szczytu jest piękny widok:
A potem przechodzimy piękną ścieżką łączącą główny i zachodni wierzchołek
Góry:
I w końcu widoczki z wierzchołka zachodniego:
I zaczyna się zejście.
Dochodzimy do jednego z moich ulubionych miejsc w górach - maleńkiej osady zagubionej wysoko pod skałami, nie dochodzi do niej żadna asfaltowa droga, nie ma prądu, a woda jest w jednym, obfitym źródle.
Widok z osady:
Aż żal schodzić do cywilizacji
Góry żegnają nas kwiatami:
I miłe dopełnienie bardzo udanego dnia:
Kto dotrwał do końca, może zgadnie, co to za
Góra ?
Pozdrowienia
Basia
_________________
-------------------------------------------------
Studenckie Koło Przewodników Górskich "Harnasie" w Gliwicach zaprasza na kurs przewodnicki
http://www.skpg.gliwice.pl/kurs/