Ciąg dalszy poprzedniej części

)
Zapraszam...
Następnego dnia – po przyjeździe do Sanoka (patrz: „Przełomem Sanu...”) – miałem „zadanie” przywiezienia z Krakowa koleżanek, które na kurs przybywały z opóźnieniem (wywołanym świętowaniem I Komunii Św. w Ich rodzinach...). Ponieważ pociąg warszawski, którym jechały docierał do Krakowa o 21.25 (a spóźnił się 40 min.) – miałem cały dzień na dojechanie do Krakowa z Sanoka.
Wybrałem trasę, która pozwoliła mi – z jednej strony – uzupełnić „braki” z lat ubiegłych, a jednocześnie – ponownie – odwiedzić Dolinę Śmierci na Słowacji (czyli rejon bitwy o przełęcz dukielską). No i oczywiście coś tam sfotografować – przy okazji...
Niestety – od rana w niedzielę w rejonie Sanoka notowany był „opad z rozpogodzeniami”.
Ale – mimo wszystko – wyruszyłem.
Trasa wiodła z Sanoka przez Zagórz, Komańczę, Duklę (z „wypadem” na Słowację), Jasło, Pilzno, Tarnów – do Krakowa. Oto kilka migawek (uwaga techniczna – to była wycieczka „samochodowa”...).
Zaraz za Zagórzem zaczęły się prawie puste przestrzenie, z charakterystycznymi „klimatami”...
i zmienną pogodą...
Przy pierwszym obiekcie (nie będę podawał gdzie – takie małe zagadki dla bieszczadzko-pogórzskich specjalistów...) – niestety padało, a w dodatku do zrobienia zdjęcia konieczne było „brodzenie” po mokrej i wysoko zarośniętej łące...
Następny obiekt – również w deszczu, ale za to z dobiegającymi ze środka śpiewami. Nabożeństwo było w toku...
Kolejne „obiekty” (nie wszystkie możliwe) pojawiały się we mgle i deszczu niby w bajce.
A z czasem zaczęła się nawet poprawiać pogoda...
Dodatkowym problemem (jeszcze od wizyty w Uluczu) – stała się chęć przypomnienia jak nazywa się ten niebieski kwiatek obficie porastający przycerkiewne cmentarze. Już wiem – ale zagadka jest niezła...
Po drodze widywałem obrazki wyraźnie wskazujące, że „easternowy” charakter naszego „dzikiego zachodu” – nadal jest podtrzymywany...
Uwieńczeniem „cerkiewnej” części wycieczki było trafienie na cerkiew już po stronie słowackiej, w czasie preygrynowania do Doliny Śmierci...
A potem – w tak pięknych okolicznościach przyrody
dojechałem do Krakowa i odebrałem Koleżanki ze spóźnionego pociągu. W Sanoku byliśmy już o drugiej nad ranem... Kurs mógł się zacząć...
pozdrawiam
gb
