Wiem, wiem, że zima dawno za nami no ale powspominać czasem można, a nawet trzeba...
19 lutego - piękna data - właśnie zaczynam tydzień urlopu:) Oczywiście nie sposób wykorzystać wolnego nie jadąc w hory:) Przyjeżdżam do Zakopca, pogoda nieciekawa ale zima ma tą przewagę nad latem, że przynajmniej deszcz nie pada, a i burza piorunami nie straszy... Droga do Moka dziwnie cicha i pusta, trochę się dłużyło ale pomagał dzielnie mp3 player na uszach z dobrą muzą. W schronisku na dzień dobry zostałem zrugany przez dwóch "alpinistów", bo kto to widział, żeby w lutym wychodzić gdziekolwiek powyżej schronisk, a już na pewno nie na dwutysięcznik i to jeszcze samemu... Grzecznie podziękowałem za dobre słowa i wszystkie te rady "doświadczonych taterników" i wyszedłem stamtąd jak najszybciej. Swoją drogą jestem pełen uznania dla pracownika sklepu górskiego, któremu nie dość, że udało się wcisnąć chłopakom najdroższe ciuchy z kolekcji The North Face, to jeszcze przekonał ich, że do dojścia z Łysej Polany nad Morskie Oko potrzeba raków, liny, uprzęży i po dwa czekany do dry-toolingu na każdego... Jak dla mnie pracownik miesiąca i chętnie widziałbym go w swoim sklepie:)
Trasa na Szpiglasowy słabo przetarta, miejscami tylko jakieś ślady z wcześniejszego dnia ale już przywiane. Śnieg raczej słabo związany - taka dobra 3 lawinowa, gdzieniegdzie świerze ślady po małych lawinkach i mimo, że samemu ciężko coś zrzucić, szedłem ostrożnie. W między czasie chmurki zaczęły się podnosić i robiło się coraz ciekawsze widowisko:
Na szczycie niestety znowu zebrały się chmurzyska, myślałem jeszcze żeby pójść na Miedziane ale było już późno i trzeba było zacząć myśleć o schodzeniu. Swoją drogą można przecież zejść do Piątki przez Miedziane i Niedźwiadka ale wtedy jakoś o tym nie pomyślałem. No i męczyłem się w chmurach i mgle schodząc na dół, a w samej dolinie 3 razy nieświadomie okrążyłem schronisko zanim je znalazłem...
Kolejnego dnia wyjście na Kozi. W schronisku poznałem Kasię i Adama (pozdrawiam!!!) i właśnie z Adamem postanowiliśmy uderzyć na Koziego. Trasa prosta orientacyjnie, trudności technicznych w zasadzie nie ma, potrzebne tylko raki, miejscami czekan, trochę doświadczenia i deczko odwagi, no i ważne żeby iść po terenie wypukłym o ile to możliwe ( a tam jest to możliwe). Zmagaliśmy się powoli z wysokością, a w między czasie zaczęło robić się wokół nas całkiem ciekawe widowisko...:
Pod sam koniec podejścia parę trudniejszych momentów, troszeczkę stromiej, konkretniej i kilkanaście metrów graniówką. Temperatura znacznie spadła i wiał silny wiatr więc zdjęć za bardzo nie chciało się już robić, chociaż widoki były nieziemskie...
Na drogę powrotną wymyśliliśmy sobie atrakcję - zjazd na 4 literach do Doliny Piątki... Hmm, wyglądało dość stromo ale czego nie robi się dla zwiększenia emocji

Jeśli chcecie można obejrzeć sobie na Youtube:
http://www.youtube.com/watch?v=F-oOxUyh7js
http://www.youtube.com/watch?v=CFtf5kY1LoM
W sumie zjazd udał się rewelacyjnie, była tylko jedna ofiara... moja lewa rękawiczka zakupiona za 10pln dwa dni wcześniej w Geancie na wyprzedaży. A ponieważ szybko przywiązuję się do rzeczy jest mi jej żal po dzień dzisiejszy...
Następnego dnia już bez ekstremów, pogoda zresztą nie była już tak ciekawa. Trasę ( odbytą wraz z Markiem z Bonn - pozdrawiam!!!) : Dolina Piątki - Zawrat - Mały Kozi Wierch - Zawrat - Kuźnice przedstawiam na samych tylko zdjęciach:
