Kiedyś bardzo dawno temu podczas jednego z pierwszych wyjazdów w Tatry zrobiłem ZENIT'em zdjęcie Mnicha i jak się później dowiedziałem Cubryny i MSW.
Ot takie mniej więcej jak z kamerki TOPR
Zawsze na to zdjęcie sprzed ponad 10 lat patrzyłem ze wzruszeniem i niedowierzaniem , że kiedykolwiek...
Wisiało sobie tak w kąciku szafy....Czasem przewerowałem opis książki Najpiękniejsze Szczyty Tatrzańskie i tam prawie zawsze napis „brak szlaku , wejście tylko dla doświadczonych turystów”
To było prawie jak wyrok …
No ale to na szczęście stare dzieje ..poznało się tego i owego i zaczęła się lewizna

Pojawił się nieśmiało pomysł MSW zwłaszcza , że moim kolegom nie udało się go zdobyć z powodu załamania pogody a mi dyżury pogmatwały wyjazd z nimi
No nie żebym się z tego powodu cieszył...ale była szansa na moje uczestnictwo w tym projekcie .
Tak szybko jak pojawił się plan wyjazdu tak szybko pojawiły się problemy .
Andrzej na Mazurach z żoną , Grześkowi szef cofnął wolny piątek , a Cukierek mógł tylko jechać na jeden dzień. Im to łatwo...mają Tatry prawie pod nosem....ja 260 km.
Odpuszczam...na jeden dzień to się nie opłaca , pogoda niezbyt pewna....ale ciśnienie wyjazdu jest zbyt duże .
Ostatecznie jadę.
Jest czwartek...jadę na stację diagno bo coś puka....Diagnoza bolesna -2 wahacze natychmiast do wymiany. Błagam by do 20 tej jakoś na CITO ściągnęli...
K...ka tego jeszcze było mało....
Jest piątek. Ruszam po 13 tej w nadziei że minę korki na bramkach.
Tuż za zjazdem na Pszczynę kubeł zimnej wody...Korek jak cholera....i tak się pier.....łem aż do samych Wadowic.
Zabieram Cukierka i jedziemy do wkurzonego Grzesia który musi na noc do roboty jechać.
Przedstawiam mu plan trasy i to co w necie się naoglądałem.
Zabieramy resztę sprzętu i jazda na Palenice.
W Moku kwaśnica + filet z kurczaka i marchewka z groszkiem + kufel piwa i w drogę.
Idziemy żółtym szlakiem na Mnichowe plecy.
Cicho...pusto ...żywej duszy. Oczywiście nie znaleźliśmy tej zadaszonej koleby tylko taką duzą kolebę bez zadaszenia. Jak to się fachowo nazywa nie wiem

Rozkładamy bety , dmuchamy maty , wskakujemy w śpiworki. Na kolację kabanosy, pomidorki , coca cola i Ballantine's

Gadka , szmatka i prawie całe 0,7 poszło. Nad Zakopcem błyska się jak diabli ,ale wiatr wieje w dobrym kierunku

Nastawiamy zegarki na 4 rano /ale i tak wiem że to nierealne/
Po dwóch nocnych dyżurach i walce z korkiem na drodze będę spał jak zabity.
Noc ciepła , alkohol lekko szumi.....żyć nie umierać.
O 7 mej już spakowani i gotowi do drogi .

Cukierek cały czas chce iść przez Hińczową , ale ulega skuszony propozycją nowej drogi.
Wymyśliłem sobie że wejdziemy na Cubrynę zachodem Abgarowicza a wrócimy Hińczowym żlebem.


Po piewrszych kilku krokach w żlebie zaliczyłem małego dzwona. Granit faktycznie boli . Siniak na łokciu , kolanie i obolałe żebro to pamiątka do dziś z wyjazdu.
No nic....linę nie wzięliśmy dla charakteryzacji. Wiążemy się z Cukierkiem a ja z chwili na chwilę się rozkręcam.

Wychodzimy na grań...Jest cudownie. Widoki , to powietrze i pustka ….Wszystko nasze....



Grań pokonujemy pewnie , ekspozycja nie robi już na mnie wrażenia. Każdy krok jest przemyślany.

Na Cubrynie chwila przerwy.

Musimy się nasycić widokami które za chwilę znikają......Hińczowa dolina zaczyna przypominać krainę Władcy Pierścieni....
Nadzieja na MSW oddala się......


Na Hińczowej przełączy pogoda okazuje się łaskawa...wychodzi słoneczko.
Decyzja może być tylko jedna : albo dziś albo nigdy.
Czas na chwilę romantyzmu.... Dla mojej żony ,która trzymała cały czas kciuki bukiet kwiatów

Mijamy Mięguszowiecką turniczkę i za żebrem jakoś intuicyjnie odnajdujemy drogę.
Jest okopczykowana , pogoda sprzyja...
Doganiamy ekipę która mijała nas przy kolebie. Oni szli na MSW przez Hińczowy żleb.

Idziemy więc wspólnie: ja ,Cukierek , gość i 3 dziewczyny Jak się na szczycie okaże z naszego forum

Idzie się nam razem sympatycznie , szybko nabieramy wysokości.
Mijamy charakterystyczne punkty


i o 10,30 meldujemy się wszyscy na szczycie.

Przy okazji dziękuję za wodę .
Zeszyt wpisów pełny
Prośba do następców : niech ktoś podrzuci notes i porządny długopis.
Wymiana doświadczeń na temat naszej drogi i poznani towarzysze złapali bakcyla na nieznaną trasę.
Kilka fotek ze szczytu
My z Cukierkiem idziemy na skróty . W ścianach wypatrzył ringi zjazdowe i dawaj na dół


W mgnieniu oka jesteśmy pod przełęczą. Cukierek bez raków i czekana powolutku sobie schodzi.
Wyjął talerzyk z kijka i to był taki „czekan”

Ja drugi raz nie mam zamiaru wywinąć orła. Zakładam koszyki , czekan w dłoń i jazda na dół...

Na galerii zaczyna padać....raz słabiej ...raz mocniej....
Zmordowany docieram do depozytu.
Jemy to co zostało i bacznie przyglądamy się jak nasi towarzysze wycieczki zmagają się z granią , kaprysami pogody i zachodem Abgarowicza.
Widać to wytrawni zawodnicy bo posuwają się płynnie.
Pakujemy wszystko i z żalem ostatni raz spoglądam na tą dziką i pustą okolicę. Łza się w oku kręci
Schodzimy....
Ze szlaku jeszcze raz spoglądam na Cubrynę i MSW....
Sam w to nie do końca wierzę , że tam byłem....

Jezu jaki to kawał góry....