Ludzie kasa i inne fajne sprawy
Mój ojciec pochodzi z tak zwanych kresów i ogólnie przekonanie w narodzie jest takie, że Ukrainiec jak dorwie to ukatrupi.
Eeeee, nikt nie ukatrupi. Ukraina dzieli się na dwie części: tą której było dobrze za Ruska i tą, której było źle za Ruska. Czarnohora leży w tej części, której Rusek zbytnio nie rozpuszczał, bo nacialstwo wolało byczyć się na Krymie. Więc teraz jest tak, ze w Odessie tęsknią za Ruskim, a we Lwowie... Cholera, no może nie tęsknią za Polakiem, ale ich lubią bardziej niż w Odessie
Wszyscy mówią tam po polsku, bo się na Polskich dobranockach wychowali. Wszyscy lubią Polaków, bo kasiejkę przywożą. Nikt tam ukatrupiać Polaków nie chce a w każdym razie w nie większym stopniu niż u nas ktoś chciałby ukatrupiać Ukraińców… Ja tam ich bardzo lubię, poznałem ich sporo, i z niektórymi mam ciągle kontakt.
A im dalej w góry – tym przyjemniej. Z resztą Hucuł to i po dupie dostał od Ruska i Polaka i Węgra, Austriaka a i Rumuni go nie kochali – więc już im się tak to wszystko pomieszało, że chyba na wszelki wypadek kochają wszystkich…
Unikaliśmy tylko mundurowych… oni tak do końca nie rozumieją że można iść w góry bez powodu… Po co? I Po co??? Po jajco
Jeden mundurowy to nie pozwolił do kibla wejść z plecakiem, bo chyba myślał, że bombę mu podłożę… że kibel na dworcu w Iwanofrankowsku to cel strategiczny dla wrogich sił…
A, w górach trzeba jeszcze uważać na kłusowników – ale to tak jak wszędzie… my wleźliśmy na nich akurat na Świdowcu i nie nakryliśmy na niczym złym, więc było ok., ale podobno nie muszą być mili…
Autochtoni w sezonie idą na wakacje. Ich ulubionym wypoczynkiem wakacyjnym wydaje się wypas bydła na połoninach i strzelanie z bata. Qrna, jak to pierwszy raz usłyszałem, to myślałem, że wojna… wsie przeprowadzają się do takich „obozowisk” zbudowanych z wszystkiego co jest pod ręką i tam wysoko w górach tak sobie od wiosny do jesieni…
Gościnnością powalają – i to piszę całkiem poważnie zejdziesz spytać o drogę, pewnie nie powiedzą, bo zazwyczaj znają tylko tą swoją połoninę, ale na pewno zaproszą na nocleg, napija mlekiem i nakarmią serem… Zrobią to chętnie i za darmo, a będą wręcz rozanieleni jeśli dostaną długopis reklamowy, smyczkę lub inny gadżet… Nie pogardzą również kasą, ale niektórzy twierdzą, że nie powinno się ich rozpuszczać… To nie ludzie – to wilki
Z daleka takie siedlisko wiosenno – letnio – jesienne wygląda tak:
Z bliższa tak:
A z bardzo bliska tak:
I to jest najcudowniejsze wnętrze jakie tam widzieliśmy, pozostałe to zazwyczaj żeliwna koza – żeby nie zamarznąć i prycza na której leżą brudne koce i jakieś stare gazety i smród, bo bydło żyje razem z nimi – w blaszaku obok…
Właścicielka wnętrza z wnukiem:
Jeśli chodzi o kasę, to koszty są śmieszne, parę lat temu na dwie osoby na przejazdy (włącznie z dojazdem z Łodzi i powrotem do Łodzi) wydaliśmy z 6 – 7 stów… a w górach na co wydawać????
Jednym słowem – byliśmy pozytywnie zaskoczeni
A toto grupka osób którym dziękuję za gościnę w chatce uniwersytetu Lwowskiego i w ogóle zajefajni ludzie:
Qna, a jak super śpiewają - zwłaszcza jak popiją...
A jeśli już o piciu, to ja tam pijałem piwo Niefiltrowane, taki tani sikacz, ale coś w sobie miał, ciężko to opisać ale mi smakował. I naprawdę musiało być niefiltrowane – bo było mętne jak cholera.
Piercowka… sposób działania jak przy wściekłym psie – jak pali w gardło nie czuje się smaku i zapachu wódy… Tyklo dla pasjonatów, nie można liczyć na to, że ktoś przypadkowy chlapnie i mu zasmakuje… Nie znam kobiety, której smakowałaby piercowka – nawet cure’czka zwątpiła i nie chciała tego pić.
Można wcześniej przetrenować na dostępnej w Polsce piercowce Niemirofa – no, żeby podczas poczęstunku nie być zaskoczonym. Niemirof jest delikatniejszy, eksportowy i w ogóle jakiś taki ułagodzony – więc doznania trzeba pomnożyć x2. WAŻNE – nie próbujmy zaoszczędzić na wadze przelewając to do wypasionej aluminiowej buteleczki… Nie wychodzi to na dobre ani buteleczce ani piercowce…
Bimber… z bimberkiem jak to z bimberkiem, pędzą – a jakże, częstują – a jakże ino czasem przełknąć się nie da… to tak jak wszędzie pasjonaci bimbrowi dzielą się na pasjonatów ilościowych i jakościowych. Jeśli trafimy na smakosza, to uraczy nas czymś dobrym… Niestety większość bimbro-flaszek górskich jest wypełniona mocnym bimbrem trudnym do przełknięcia i walącym przeokropnie…
Winka… no jakieś tam winka popijaliśmy, i to całkiem smaczne, lecz bukwy i tempo konsumpcji przeszkadzało mi w identyfikacji…
Jeśli chodzi o jedzonko, to polecam Soliankę – zupka słono – kwaśna po prostu ZAJEBIASZCZA!!!!! Powinna w niej pływać i oliwka i cytrynka. Wbrew pozorom jest to zupa która pochodzi z Ukrainy. Tylko że z południa – Krym i takie tam inne…
Można przetrenować soliankę również w Polsce, lecz podobną w smaku jadłem tylko w dwóch miejscach: w ukraińskiej knajpie w Krakowie – polecam bardzo i w knajpie w Karpaczu – polecam jeszcze bardziej. Obie knajpy jeśli mnie pamięć nie myli są założone właśnie przez Ukraińców…
Nie polecam suszonych ryb… są przeokrutnopawiogenne!!!!
Pojawiają się hoteliki, moteliki Ładne i czyste i przyjemne (np. w Kwasu – między Czarnohorą i Świdowcem) ale ceny kosmiczne… za obiadek zapłaciłem tyle co w dobrej knajpie na Piotrkowskiej.
Basia Z. napisał(a):
bo najtaniej u prywatnych ludzi, chociaż warunki bywają dość prymitywne (łazienka to raczej wyjątek).
No, nie po luksusy się w Czarnohorę jeździ
kilerus napisał(a):
ilka godzin w tym odorze jest czymś czym jednak nie chciałbym powtarzać.
Można sobie leżankę opłacić
Jechałem taką z Rachowa do Lwowa i powiem szczerze że Achmeryka