Jak dla mnie ciekawe i pasuje do wątku. Widział ktoś ten film ?
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... escie.html
Cytuj:
Grzesznicy na Evereście
Paweł T. Felis2009-12-17, ostatnia aktualizacja 2009-12-16 18:47
Już w kinach nagrodzony w Berlinie dokument o niewidomych dzieciach z Tybetu, który pokazuje, że lubimy pomagać, ale na własnych zasadach
Ślepy los
reż. Lucy Walker
Wielka Brytania 2006, dystr. Against Gravity
Przezywają je "sharko", czyli po tybetańsku "ślepy szaleniec". Dla Tybetańczyków niewidomi - również niewidome dzieci - to "grzesznicy", "opętani przez diabła" albo - jak mówi starsza kobieta na widok niewidomych nastolatków z laską - "idioci".
17-letni Tenzin twierdzi, że skoro jest ślepy, musiał zrobić w poprzednim życiu coś strasznego ("Ale chyba nikogo nie zabiłem? Wtedy nie mógłbym się urodzić po raz drugi"). 19-letni Tashi został sprzedany przez ojca na targu, żeby żebrać dla nowego "właściciela", na plecach ma mnóstwo blizn, jakby ktoś przypalał go papierosem. 18-letnia Kylia, której rodzina - ojciec i bracia bliźniacy - też jest niewidoma, usłyszała kiedyś od ciotki: "Byłoby lepiej, gdybyście umarli".
W miejscowości Lhasa opiekuje się nimi Sabriye Tenberken - Niemka, która chciała służyć w niemieckim odpowiedniku Korpusu Pokoju, ale jej nie przyjęto, bo nie widzi od dwunastego roku życia. Do Tybetu pojechała więc sama. Na miejscu chodziła od wioski do wioski i namawiała rodziny, żeby oddawali swoje niewidome dzieci do jej ośrodka. "W szkole dla niewidomych nauczyłam się rzeczy tak trudnych, jak jazda na nartach" - wspomina zadziwiająca energią i mądrą empatią Tenberken.
W ramach założonej przez nią organizacji Braille bez Granic uczy niewidomych języków obcych, pomaga zdobyć zawód. Ale najpierw chce im udowodnić, że nie są gorsi. Stąd pomysł spotkania z Erikiem Weihenmayerem, niewidomym alpinistą, który w 2001 r. zdobył Mount Everest. Weihenmayer zaproponował od razu: Może pójdziemy razem z dziećmi w góry?
Ta wspólna wyprawa na Lhakpa Ri niedaleko Everestu, której towarzyszy reżyserka "Ślepego losu" Lucy Walker, wydawała się szaleństwem. Z jednej strony szlachetna idea pokonywania własnych granic, z drugiej - czekające na alpinistów przy wejściu do "strefy śmierci" tabliczki upamiętniające tych, którzy nigdy z góry nie wrócili.
Przez kilka tygodni sześcioro niewidomych dzieci z Tybetu ćwiczy wspinaczkę na skałkach, przekonuje do wyprawy rodziców, poznaje ekipę, z którą będzie zdobywać szczyt (każde dziecko ma własnego przewodnika). "Pisałeś w mailu o planie ewakuacji, ale przecież tu nie ma żadnego helikoptera!" - dopytuje coraz bardziej pełna wątpliwości Sabriye. "Spodziewaliśmy się, że dzieci znają przynajmniej podstawy wspinania... Trochę je przeceniliśmy" - rzuca jeden z alpinistów.
Wbrew pozorom "Ślepy los" nie krzepi, nie próbuje łatwo wzruszać, nie manipuluje emocjami. Piękne hasła ścierają się tu na każdym kroku z prozą życia, realizowany w praktyce, idealistyczny pomysł zaczyna bardziej dzielić niż łączyć. Himalaiści - w tym sam Weihenmayer - używają słów "przygoda", "walka", "wyzwanie". Chcą zahartować dziecięce ciała i dusze, urządzić im coś w rodzaju obozu przetrwania. Tenberken jest tym coraz bardziej przerażona - jej plan, by po prostu przeżyć coś razem i obudzić u tybetańskich dzieci poczucie własnej wartości, się kruszy.
Reżyserka tego zrealizowanego z klasą dokumentu jakby mimochodem wydobywa największy paradoks wyprawy: sportowy duch alpinistów wyraźnie kłóci się z fizyczną słabością dzieci, coś, co miało być dla niewidomych nastolatków przygodą, zmienia się w zadanie ponad ich siły. Kiedy dorośli kurczowo trzymają się celu, również w obecności kamery urządzają słowne przepychanki i traktują zdobycie szczytu zbyt ambicjonalnie, najsłabszy w grupie Tashi, który zawsze dociera do obozu jako ostatni, mówi ze łzami: "Jestem do niczego".
Co nie znaczy, że wspólna wyprawa kończy się klęską. Tyle tylko, że to dorośli alpiniści, którzy zmuszeni są spojrzeć na świat gór z innej perspektywy (dla dzieci ważniejsze niż szczyt okazują się lodowe rzeźby), wynoszą z niej prawdopodobnie najwięcej. Dla niewidomych nastolatków z Tybetu wyjście w góry to jedynie epizod: życie toczy się dalej, a codzienne wyzwania okazują się trudniejsze niż zdobycie Lhakpa Ri. Jeden z chłopców chce być wydawcą książek w braille'u, inny uczy się na masażystę, Kyila jedzie właśnie do Anglii na kurs angielskiego i być może kiedyś przejmie po Sabriye Tenberken opiekę nad ośrodkiem w Lhasie.
Niewidomym Tybetańczykom nie są potrzebne ani obóz przetrwania, ani powierzchowne współczucie - jak w przypadku tybetańskiej kobiety, która płacze na widok ślepych dzieci. "Czy to powód, żeby płakać?" - mówi do niej Sabriye, która od pustych emocji woli działanie, konkret, efekt. "Zobacz, ja nie widzę od wielu lat, a przecież jestem szczęśliwa".