Finał wyprawy na Bukowe Berdo. Instruktor naraził życie uczestnikówźródło -
http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,3496 ... #LokRzeTxt22-letni instruktor z Wrocławia, który w lutym br. wysłał grupę nastolatków w góry, stanie przed sądem za narażenie zdrowia i życia uczestników obozu. Akt oskarżenia wpłynął do sądu w Lesku.
Prokuratura Rejonowa w Lesku uznała, że 22-letni Adam S. ponosi odpowiedzialność za to, co stało się w czasie wyprawy w Bieszczady. - Naraził na niebezpieczeństwo życie i zdrowie uczestników tej wyprawy. Grozi mu kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności - mówi Maria Chrzanowska szefowa leskiej prokuratury.
22-latek był instruktorem na obozie przetrwania zorganizowanym przez wrocławską fundację Hobbit. Razem z nim w Bieszczady przyjechali jeszcze jeden opiekun i 10 uczestników w wieku 15-19 lat. Młodzi ludzie przyjechali pod koniec stycznia w Bieszczady. Uczestnicy obozu mieli w planie przejście m.in. przez Połoninę Caryńską i wyjście na Bukowe Berdo. Mimo że goprowcy odradzali im wyjście w wysokie góry ze względu na bardzo trudne warunki, młodzi ludzie wyszli w góry. Na dodatek nie zgłosili wyjścia na Bukowe Berdo. Goprowcy dowiedzieli się o tym, gdy uczestnicy obozu wezwali pomoc.
Akcja ratownicza trwała kilka godzin, uczestniczyli w niej ratownicy GOPR, pogranicznicy. Młodzi wrocławianie rozbili namioty na grani Bukowego Berda. Warunki, w jakich szli na grań i spędzili noc, były dramatyczne. Wiatr wiał z prędkością 70-100 km, padał drobny, kłujący śnieg. Po wędrówce w tak trudnych warunkach mieli mokre ubrania, mokre buty. Po nocy spędzonej w namiotach, ale na mrozie, nie byli w stanie ubrać butów, bo zamarzły. Gdy doszli do nich ratownicy, uczestnicy wyprawy byli przemarznięci i przestraszeni, siedzieli w zasypanych śniegiem, porwanych namiotach.
Ratownicy zwieźli w dół 16-letniego chłopca, który nie mógł iść sam, i sprowadzili drugiego.16-latek został później przewieziony do szpitala w Ustrzykach Dolnych.
W tym czasie instruktorzy siedzieli w Hotelu Białym w Ustrzykach Górnych. Zostawili uczestników na szlaku, a ci mieli dać sobie sami radę, bo tak zakładał scenariusz egzaminu. Uczestnicy obozu przetrwania mieli kontaktować się z instruktorami telefonicznie. Naczelnik bieszczadzkiej grupy GOPR Grzegorz Chudzik mówi, że przez długi czas trwania akcji ratownicy byli wprowadzani w błąd. - Byliśmy przekonani, że instruktorzy są na miejscu, z tymi młodymi ludźmi - mówi Chudzik.
Opiekunowie pojawili się później w Mucznem, gdzie zostali sprowadzeni uczestnicy biwaku.
Organizatorzy obozu nie mieli sobie nic do zarzucenia. Nie zgłosili obozu go do kuratorium, według nich był to partnerski wypad grupy przyjaciół. Organizatorów i instruktorów po całym zajściu bronili rodzice.
Cały tekst:
http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,3496 ... #LokRzeTxt#ixzz2Yv3XVaXL