Cytuj:
Pechowa wyprawa w Alpy: Ratunek za 16 tys. złotych
Michał Ślusarczyk, ratownik TOPR, od półtora roku walczy z firmą ubezpieczeniową o opłacenie rachunku za przelot śmigłowcem po wypadku w austriackich Alpach.
Ratownicy TOPR Michał Ślusarczyk i Kuba Hornowski na długo zapamiętają nieszczęśliwą dla nich datę 13 maja 2008 r., kiedy wybrali się w Alpy. Kuba uległ wtedy poważnemu wypadkowi w czasie ekstremalnego zjazdu na nartach, zleciał ok. 600 metrów wzdłuż stromego żlebu. Jego kolega Michał Ślusarczyk w niebezpiecznym terenie, bez asekuracji, dotarł do rannego. Obu wspinaczy zabrał ratunkowy śmigłowiec. Obaj mieli wykupione ubezpieczenie od górskich wypadków. Tylko jednemu z nich ubezpieczyciel zgodził się zapłacić za transport śmigłowcem. Drugi o swoje prawa walczy w sądzie. Na razie przegrywa i grozi mu zapłata ponad 4 tys. euro – przeszło 16 tys. zł.
Zakopiańscy alpiniści wspinali się w rejonie Grossglocknera – najwyższego szczytu w austriackich Alpach, później rozpoczęli ekstremalny zjazd narciarski. – Zobaczyłem, jak w pewnym momencie Kuba stracił równowagę, zaczął koziołkować, spadł ok. 600 metrów w dół żlebu. Wypadek wyglądał bardzo groźnie, wydawało się, że może go nie przeżyć – opowiada Michał Ślusarczyk.
Alpinista początkowo nie mógł dodzwonić się po pomoc. Mimo trudnego terenu, lodowca, udało mu się dotrzeć do rannego. Okazało się, że kolega przeżył karkołomny upadek. Michał zadzwonił po pomoc. Przyleciał ratunkowy śmigłowiec. Przetransportował rannego Kubę w okolice schroniska, tam trwało jego opatrywanie. Później helikopter wrócił po Michała, który bez asekuracji, w szoku, w bardzo trudnym terenie czekał na pomoc. Wszystko skończyło się szczęśliwie. Kuba wrócił do zdrowia.
Niestety, zaczęły się problemy z rachunkiem za przelot śmigłowcem. Obaj alpiniści byli ubezpieczeni w firmie Signal Iduna. Mieli wykupione ubezpieczenie Euro26 od wypadków przy uprawianiu ekstremalnych sportów. Kubie ubezpieczyciel wypłacił pieniądze za transport śmigłowcem. Inaczej zachował się w przypadku Michała.
– Po trzech miesiącach oczekiwania dowiedziałem się, że nie otrzymam zwrotu kosztów, bo zdaniem firmy ubezpieczeniowej nie uległem wypadkowi – mówi Michał Ślusarczyk. Na nic zdało się odwołanie od tej decyzji w firmie ubezpieczeniowej.
Michał skierował sprawę do sądu. W pierwszej instancji Sąd Rejonowy przyznał rację alpiniście, nakazał firmie ubezpieczeniowej wypłacenie polisy. 5 listopada Sąd Okręgowy w Nowym Sączu po apelacji wniesionej przez firmę Signal Iduna zmienił tę decyzję i odrzucił roszczenia Michała.
– To dziwna sytuacja, teoretycznie powinienem odrzucić pomoc śmigłowca i pozostać bez asekuracji w niebezpiecznym terenie. To był lodowiec poza trasą zjazdu. Powoli zapadał zmrok, gdybym sam został w tym miejscu naraziłbym się na duże niebezpieczeństwo, być może uległbym wypadkowi i wtedy ubezpieczenie zostałoby mi wypłacone – przypuszcza Michał Ślusarczyk...
Całość artykułu
http://www.tygodnikpodhalanski.pl
Taka sytuacja może się zdarzyć każdemu. Niby jesteśmy ubezpieczeni, a tu się okazuje, że nie od wszystkiego.
Np. taka sytuacja. Jeden z zespołu odpada i podejmuje go śmigłowiec. A co z drugim? Ma zostać sam w ścianie? Nie uległ wypadkowi, ale jego zdrowie i życie jest zagrożone. Wiec jak dla mnie w jego przypadku śmigłowiec też powinien podjąć akcje ratowniczą.
Czyli akcja ratownicza dotyczy dwóch. Pytanie jest jedno. Czy firma ubezpieczeniowa płaci za wypadek czy zwraca koszty akcji ratowniczych?
Dla mnie nie ma znaczenia czy ktoś uległ wypadkowi, ale ważne jest to czy musiano po niego wysyłać służby ratownicze. Skoro właściwe służby zadecydowały, że akcja ratownicza jest potrzebna, a ratowany jest ubezpieczony od kosztów akcji ratowniczych to psim obowiązkiem ubezpieczyciela jest za taką akcje zapłacić.
Nie wiem jakie brzmienie mają warunki ubezpieczenia w Signal Iduna. Ale jeśli dotyczą zwrotu kosztów akcji ratowniczych z użyciem śmigłowca to mam nadzieję, że sprawę w sądzie przegrają i zapłacą za wszystko.
Jestem ciekaw jak do takich sytuacji by podeszło OEAV.